PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=467068}

Krzyk sowy

The Cry of the Owl
5,5 2 811
ocen
5,5 10 1 2811
Krzyk sowy
powrót do forum filmu Krzyk sowy

Klimat

ocenił(a) film na 6

No to chyba jestem jedyną, której film się podobał.

Przede wszystkim ma niesamowity klimat (mroczny i psychiczny, że nie wiadomo w końcu czy to Robert ma coś z głową czy inni), a najlepsze jest w nim to, że jest taki spokojny. Płynie sobie powolutku, niby bez większych niespodzianek, a jednak niesamowicie wciąga.

Pytanie jak książka, ale przeczytam na pewno :)

ocenił(a) film na 5
mibama

Zgadzam się klimat jest i to jest największa zalet filmu akcji nie ma ogóle i brak napięcia film idzie sobie spokojnym torem i jakoś się to ogląda rzeczywiście miałem wrażenie kto tu jest wariatem tez na tym myślałem.5/10

ocenił(a) film na 6
mibama

Dwoje nieprzystosowanych ludzi, którzy zwiastują jedynie tragedię. Można by rzec - wspaniały film dla emo. ;)

Ale faktycznie - przygnębiający nastrój się udziela. Z jednej strony film bardzo, ale to bardzo spokojny, z drugiej zaś niepozbawiony odrobiny napięcia. W tym szaleństwie coś jest.
Mimo wszystko jedynie 2/5

ocenił(a) film na 10
mibama

---[ w tekście możliwy SPOILER]---

Nie jesteś jedyną osobą. Ja ten film pokochałam. Właśnie za ten niesamowity klimat i oddanie psychologii życia codziennego. Ci wszyscy ludzie tam tak się miotają. Starają się zachowywać prawidłowo, wykonywać swoje obowiązki, chronić kochane (albo nawet ogólnie wszystkie możliwe) osoby - być zawsze "w porządku" (nie postępować "źle") - a jednak niezależnie od tego jak bardzo się starają i tak ciągle coś nie wychodzi, ciągle coś się psuje. Taka powolna męka istnienia. Codzienna walka z życiem. Niemożność ucieczki. Niemożność odpoczynku. Nawet chwili oddechu, chwili spokoju. Jeśli jest tam coś, co wydaje się pozornym spokojem, to jest to stan wywołany przez nadmierne napięcie. Jak znieruchomienie, kiedy już nie daje się rady walczyć czy czegoś wytrzymać. Wszyscy szukają kogoś bliskiego i wszyscy lokują uczucia tam, gdzie nie trzeba. Brak nadziei. Różni ludzie w różnym wieku - w różnym momencie życia - ale wszyscy z jakimiś wewnętrznymi ranami, wszyscy tak samo nie potrafiący zaznać choćby odrobiny spokoju, wypełnić pustki, którą czują. Chcą po prostu normalnie żyć, nawet nie wymagają jakichś szczególnych luksusów, nie mają wygórowanym marzeń. Po prostu chcą spokojnie żyć, być w porządku wobec innych i być z kochaną osobą. Niby takie proste, a jednak takie trudne. Bardzo mi się podoba postać żony głównego bohatera - rozwodzi się z nim, choć tak naprawdę nadal go kocha i chciałaby do niego wrócić, ale nie chce by wyszło to od niej. Tak rozpaczliwie, w pewnym sensie histerycznie, aranżuje pewne sytuacje, mówi słowa, na które chciałaby uzyskać konkretny odzew, ale go nie otrzymuje. Niby nieduża rola, a jednak znakomicie zagrana. Mimiką, spojrzeniem, całym ciałem. Bardzo przemawia. Ona go kocha, jednak nie umie przestać ranić go i poniżać. Świetna jest scena na końcu, kiedy ma jeszcze nadzieję, że on okaże jej jakieś uczucie, a on mówi jej jak ją poznał i widac wtedy, że nadzieja w niej zakwita, a następnie w kolejnych słowach dodaje, że potem było już tylko gorzej, na co jej twarz ogarnia niesamowity, druzgocący smutek. Ten rozpad nadziei - to jej wręcz roztrzaskanie - to jest po prostu pięknie przedstawione.
Z kolei główny bohater pragnie się po prostu wyciszyć. Nawet już nie chce mieć nikogo bliskiego. Tak bardzo ograniczył swoje wymagania. Chce po prostu odpocząć. Chociaż przez chwilę. To takie widoczne - jego zmęczenie życiem, problemami z żoną. Zwykłymi, powszednimi rzeczami. I to mi się właśnie podoba, że to są tak niewyszukane i zwyczajne rzeczy - normalne życie przedstawione szalenie wyraziście. Ten człowiek obserwuje dziewczynę i dopóki jest mu obca, myśli że obserwuje szczęśliwą osobę. Z zewnątrz dziewczyna wygląda na szczęśliwą osobę. Cudze życie wydaje się szczęśliwsze niż nasze. Tak naprawdę dziewczyna jednak wcale nie jest szczęśliwa. Biernie tkwi w nielubianym związku, praktycznie z przyzwyczajenia oraz dlatego, że nie wie, że może być inaczej - że można być zakochanym. Poznaje głównego bohatera i nagle odkrywa, że można czuć coś więcej niż jedynie wygodę czy przyzwyczajenie (a czasem nawet bardziej powinność) bycia w związku - zaczyna czuć, że między dwojgiem ludzi może być coś więcej - że może czuć coś więcej niż pozorne bezpieczeństwo pozbawione namiętności. Przez chwilę jest szczęśliwa, bo przecież odkryła coś pięknego - coś, co daje szczęście i czuje, że ma do tego prawo. Dzięki temu - przez ten krótki czas czuje się naprawdę wolna. Mogąca kierować swoim życiem. Nieuwikłana w sytuacje. Nie zmuszana do rzeczy, których nie chce. Mogąca dokonywać własnych wyborów. Wolna. Mogłaby być szczęśliwa, ale to miłość bez wzajemności. Im bardziej ten brak wzajemności do niej dociera tym bardziej staje się smutna i obumiera. W końcu, gdy widzi, że nie ma szans na związek z kochanym przez nią mężczyzną, zabija się. To właściwie fizyczne dokończenie jej psychicznego obumarcia. Gdyby nie poznała możliwości bycia szczęśliwą, gdyby nie odczuła tego - nie zakochała się - nie wiedziałaby, że może być lepiej i wegetowałaby karmiąc się starymi nawykami i zadowalając "rozsądnym" związkiem z przyzwyczajenia. Wcześniej była w stanie żyć, bo nie wiedziała, że może być lepiej. Kiedy już wie i wie, że to "lepiej" jest nieosiągalne nie wytrzymuje smutku i się zabija. Jej chłopak oczywiście także pozostaje nieszczęśliwy, bo naprawdę ją kochał. Z kolei główny bohater ciągle usiłuje być w porządku, nikogo nie skrzywdzić, a wychodzi na to, że coraz więcej osób, które się z nim stykają cierpi. Nie z jego winy rzecz jasna i nie z jego zamiaru, ale jednak z jego powodu. To taki smutek istnienia, kiedy człowiek stara się robić dobrze, a wszystko wokół się wali, wszystko czego dotknie. I bardzo podoba mi się zakończenie filmu, kiedy główny bohater patrzy przez okno, przez które wcześniej podglądał dziewczynę, ale tym razem znajduje się wewnątrz domu, a nie na zewnątrz. Wcześniej myślał, że w tym domu panuje szczęście. Tym pocieszał swoją zmęczoną duszę. Ale kiedy poznał wnętrze tego domu - dziewczynę i jej chłopaka - przekonał się, że wcale nie są szczęśliwą parą. Na końcu filmu stoi wewnątrz tego domu wypełnione tragedią i widzi, że świat po obu stronach okna jest taki sam. Tak samo żałosny i smutny. Tak samo pozbawiony nadziei.

Bardzo piękny obraz. Niby przygnębiający, ale jednak tak ogromnie prawdziwy, że nie umiem zrozumieć, jak może się nie podobać. Do tego jeszcze doskonała muzyka. Są tam sceny w których słychać samą muzykę bez dialogów - np. gdy główny bohater ma odczyt w firmie - i wtedy odczuwa się ten film jakoś tak bardziej wewnętrznie - jak czyste myśli, czy emocje. Tak jakby był bardziej wewnątrz nas niż na zewnątrz. Ode mnie zdecydowane 10/10, choć przyznaję, że w pełni doceniłam ten film dopiero po drugim seansie. Już po pierwszym bardzo mi się podobał, jednak z początku myślałam, że twórcy pójdą taką drogą, że ta dziewczyna popadnie w obsesję na punkcie swojego byłego podglądacza i zrobi się z tego historyjka jakich wiele typu tani thiller o psycholce. Na szczęście nie poszło to tą drogą i dlatego też o wiele lepiej oglądało mi się film za drugim razem, kiedy już wiedziałam, jak poszczególne osoby postąpią, czym się kierują i mogłam skupić się na obserwowaniu i odbiorze ich emocji, a to jest przedstawione bardzo pięknie. Według mnie to jeden z tych filmów, które lepiej wypadają, kiedy ogląda się je któryś raz z kolei - nie po raz pierwszy. Kiedy wie się jak się skończy i można to wszystko krok po kroku obserwować.

Ponieważ film spodobał mi się tak ogromnie przeczytałam też książkę, ale szczerze mówiąc - oczywiście według mojego odbioru - książka w porównaniu z filmem jest po prostu kiepska. Nawet i bez porównania zresztą nie jest najlepsza, a to z tego względu, że mało jest tam opisów emocji. Nie ma tej całej psychologii i ładunku emocjonalnego, który obecny jest w filmie. Postać żony głównego bohatera jest tam inna - przerysowana i nierealistyczna (wręcz głupkowata, bo w stylu złego charakteru robiącego złośliwości bez sensu - dla samego ich robienia, bo niby ma taki wredny charakter i to lubi), co niezwykle niszczy potencjał tej postaci i w ogóle całej historii. Ogólnie książka napisana jest w ten sposób, że czyta się to jak sprawozdanie z wydarzeń. Mamy nagromadzenie intryg. Ktoś może podziwiać ich złożoność, ale brakuje w tym opisu uczuć i myśli poszczególnych postaci. Oczywiście w ogóle są one obecne, jednak są bardzo skąpe i takie jakby zimne, nie przekonywujące, nie wywołujące współodczuwania, nienaturalne. Po prostu się to czyta, ale się tego nie przeżywa w przeciwieństwie do filmu. Nie widzę tam też żadnego przesłania - roztrząsania jakiegoś głównego tematu/motywu, którym w filmie jest trud istnienia czy inaczej mówiąc normalnego życia. Ot historyjka kryminalna i tyle. Treść filmu jest też bardziej realistyczna niż treść książki. Ta ostatnia wydaje się w wielu fragmentach wydumana - niezbyt prawdopodobne zachowania czy wydarzenia, przerysowane, nieżyciowe - koloryzowanie/gmatwanie intrygi bardzo na siłę mnie osobiście po prostu nudzące i zniechęcające. To jeden z tych nielicznych przypadków, gdy ekranizacja jest lepsza od książki.

Problematyką i też zresztą nastrojem ten film przypomina mi "Drogę do szczęścia". Oba filmy opisują trud istnienia i komplikacje relacji międzyludzkich. Inne czasy, inne problemy (w sensie konkretnych problemów z jakimi się borykają), a jednak ta sama niemoc bycia szczęśliwym, ten sam brak możliwości podejmowania własnych wyborów i ta sama samotność.

ocenił(a) film na 10
Eleonora

Gratuluję znakomitej interpretacji.
Film warty obejrzenia dla lubiących takie kino.

ocenił(a) film na 10
KjepekSNK

O, jak miło, że ktoś oprócz mnie też dał 10/10 :) I dzięki za dobre słowo!

Eleonora

Właśnie skończyłem oglądać...Ufff, no nie spodziewałem się aż takiego kawałka naprawdę dobrego i mocnego kina. Moje klimaty, to tak w wielkim skrócie, bo późno. Z Twoja opinia zgadza się w 100%. dałem 8/10. Film kapitalny pod wieloma względami.Raz jeszcze dzięki.Igor.

ocenił(a) film na 10
jatoon

O, cieszę się bardzo, że film się podobał, a i dziękuję za miłe przyjęcie moich wpisów. Czasem się zdarza, że ktoś zainteresuje nas danym filmem wypowiedziami na jego temat, a kiedy przychodzi do obejrzenia film rozczarowuje. Świetnie, że tutaj spełnił oczekiwania :)

Eleonora

Hej Dziewczyno? No bardzo mnie zachęciłaś. Właśnie zacząłem oglądać. W zasadzie już prawie wszystko wiem o filmie , niemniej i tak zawsze bardziej od samego wątku interesowała mnie gra aktorska, budowane emocje, psychika bohaterów, zdjęcia , muzyka, także jest ok. Dzięki i pozdrawiam. Igor.

Eleonora

Fajna recenzja/ interpretacja!

ocenił(a) film na 6
Eleonora

"przeczytałam też książkę, ale szczerze mówiąc (...) w porównaniu z filmem jest po prostu kiepska"

Historyczna chwila! Pierwszy raz słyszę, że ktoś stawia film wyżej, niż książkę będąca jego pierwowzorem :)

ocenił(a) film na 10
Sony_West

Większość osób, które uważają, że książki zawsze są lepsze tak naprawdę przeczytało niewiele książek, których ekranizacje czy interpretacje widziało i po prostu lecą zwykłym "odruchem myślowym", powtarzając utarty stereotyp. Wiele osób postrzega też książki jako coś, co z założenia cechuje kunszt literacki, a nie oszukujmy się, są różne gatunki, style i w ich obrębie jeszcze są książki zróżnicowane pod względem czy to kunsztu literackiego, czy umiejętności budowania wciągającej intrygi choćby i przy użyciu prostego języka. Nie wszystkie książki to od razu "wyższa kultura", a z kolei nie wszystkie filmy to od razu "prosta rozrywka dla mas".

Książki mają inne możliwości niż ma film. Absolutnie nie jest tak, że książki mają przewagę. Po prostu jedno i drugie dysponuje innymi środkami. A to na ile dobrze zostaną te środki wykorzystane i w związku z tym jaka będzie jakość końcowego dzieła zależy od umiejętności twórców. Często powtarza się twierdzenie, że w filmie nie da się zmieścić tak wiele jak w książce ze względu na jego ograniczoną długość, że siłą rzeczy musi wyjść uboższy niż literatura, ale tak naprawdę, choć oczywiście często zachodzi taki efekt, to wcale nie jest to efekt, który wystąpić musi. Przykładowo "Dziecko Rosemary" to dobrze napisana książka, która jednak jest jednowymiarowa w tym sensie, że nie pozostawia żadnego pola do dowolnych interpretacji, nie składnia do głębszych przemyśleń. Stanowi po prostu wciągającą dość prostą (innymi słowy nie wymagającą) lekturę. Film Polańskiego natomiast nie dość, że może być "odczytywany" na wiele sposobów, to jeszcze zawiera dodatkowe smaczki dotyczące kwestii religijnych (wpływu i znaczenia religii na/dla człowieka, powiązań społecznych), zachowań społecznych, relacji międzyludzkich i ogólnie stanowi niesamowicie bogate studium psychologiczne (przy jednym podejściu dotyczące schizofrenii, przy innym osób zdrowych w różnych sytuacjach, relacji małżeńskich, które znowuż można tam odczytywać na różne sposoby, wpływu wychowania itd., itd.). To dobry przykład sytuacji, gdy film choć całkiem wierny książce, okazuje się jednak od niej o wiele głębszym i bogatszym, udowadniając, że ograniczenie czasem trwania filmu wcale nie przesądza sprawy co do tego, że nie zmieści się w nim wiele treści (choćby i właśnie wiele więcej niż w książce), wątków czy psychologicznych niuansów. Oczywiście nadal może znaleźć się ktoś, kto stwierdzi, że woli tę prostszą i płytszą wersję książkową, a film mu się nie podoba. Tego absolutnie nie neguję, bo to kwestia gustu, jednak jest to dobry przykład na wykazanie, że ten pseudo argument, że w filmie nie da się zawrzeć tak wiele jak w książce zarówno pod względem ilości jak i siły działania na wyobraźnię, wcale nie jest prawdą. Da się. Książki i filmy po prostu działają inaczej.

Dużo czytam i w tym też przeczytałam wiele książek, których ekranizacje czy adaptacje widziałam i tak naprawdę to wypada różnie czy podoba mi się bardziej książka, czy film, czy jedno i drugie w podobnym stopniu. Są też takie przypadki, że jedno z drugim świetnie koresponduje stanowiąc swoje jakby uzupełnienie. Tak odbieram np. "Hańbę" Maxwella Coetzee. Niesamowita książka, która doczekała się ekranizacji. I choć jest to mocno jej wierna ekranizacja, to jednak jest parę elementów, które troszkę zmieniono bądź pojawiają się tylko w książce lub tylko w filmie. Film poszerza spojrzenie i przemyślenia dotyczące zawartości książki i dzieje się tak też w drugą stronę, że książka poszerza film.

"Krzyk sowy" filmowy ogromnie mi się podoba, a jak już pisałam, książkę uznaję za dość kiepską z wręcz niewiarygodnie płytkimi i nudnymi pod względem psychologicznym bohaterami. Miałam zamiar przeczytać książki o Ripleyu, bo uwielbiam filmy "Utalentowany pan Ripley" i "Gra Ripleya", ale po przeczytaniu "Krzyku sowy" tej autorki stwierdziłam, że nie warto się męczyć. "W pełnym słońcu" zresztą mocno się różni od "Utalentowanego pana Ripleya", a jest na bazie tej samej powieści, co oznacza, że znowuż wyszłoby na to, że te elementy, które w filmie najbardziej pokocham w książce w ogóle nie istnieją.

Albo "American Psycho". To jest dobry przykład. Doceniam nowatorski styl i temat powieści, ale jest po prostu potwornie męcząca i zwyczajnie nudna, a film wyszedł znakomity. Ciekawe ile jest osób, którym podoba się bardziej książkowa wersja "American Psycho". Z tego, co zaobserwowałam ludzie ją zwykle kiepsko oceniają.
Swoją drogą książki o "Dexterze" to to już totalna masakra, ale to jest troszeczkę inna sytuacja, bo chodzi o cykl książek i serial. Z tymże nadal jest to dobry przykład na to, że fakt, że coś zostało wydane jako książka nie znaczy, że jest to literacko udane dzieło. Wielu ludziom wydaje się, że książki muszą być lepsze od filmów, bo to książki, a literatura to taka wysoka kultura, ale prawda jest taka, że jest cała masa naprawdę średniej jakości czy wręcz kiepskich książek. A książki, które lubi wiele osób należące np. do literatury detektywistycznej często nie powalają kunsztem literackim, o co zresztą nie mam do nich pretensji, bo zwykle bardziej liczy się w nich intryga, zagadka kryminalna - tego ludzie w nich szukają i to znajdują.

ocenił(a) film na 6
Eleonora

Z książkami i filmami jest trochę, jak z handlem - jest takie porzekadło, że "ludzie nie kupują towaru, tylko sprzedawcę". Trzech pisarzy może napisać tę samą książkę, ale ludzie "kupią' tego pisarza, który ma osobowość. Trzech reżyserów weźmie się za scenariusz, ale ten, który ma "to coś", zrobi to najlepiej.

Zrozumiałem to, kiedy po raz piąty, czy szósty oglądałem "Autora Widmo" Polańskiego. Zapytałem siebie wtedy: "Po co znów to oglądasz, skoro znasz już zakończenie?". Ale ten film ma taki klimat, że chce się oglądać jeszcze raz. Tylko co to znaczy „klimat”? Najprościej można by powiedzieć, że to taka aura, jaką wytwarza bajarz, gdy zaczyna opowiadać. Taka umiejętność przykucia uwagi, że nawet, jak opowiada o duperelach, to ludzie zostawiają to co akurat robili, podchodzą bliżej i zaczynają słuchać. .

Przypomina mi się scena z filmu o piratach, gdzie stary pirat z drewnianą nogą przychodził co tydzień do portowej knajpy i opowiadał o przygodach, jakie przeżył na morzu. Zamawiał piwo i zaczynał opowiadać. Po półgodznie wokół jego stolika już było kilkanaście osób i wszyscy słuchali z rozdziawionymi buziami o jego przygodach. I choć wszyscy wiedzieli, ze połowę zmyślił lub podkoloryzował to stawiali mu kolejne piwa, żeby opowiadał dalej. Żeby nie przestawał.

I przychodził tam kilka razy w miesiącu, bo lubił, jak ludzie go słuchają. Jeśli trzeba, zmyślał niestworzone historie, byle tylko nie przestawali go słuchać.

Dobrze, gdy reżyser czy pisarz jest takim piratem, że jak opowiada, to minuty i godziny gdzieś uciekają, i choć robi się późno, to żal iść do domu.

Czasem mam tak, że jak obejrzę dobry film i wchodzą napisy końcowe, to czuję dziwny smutek a czasem „złość”, że to już koniec opowieści; że trzeba wyłączyć telewizor i wracać do rzeczywistości, do swojego zwykłego życia. Bo ja bym chętnie jeszcze chwilę w tej opowieści pobył.

I ja takim bajarzom zazdroszczę. Sam bym chciał umieć tak opowiadać.

ocenił(a) film na 7
Eleonora

ale lanie wody, dzizas

ocenił(a) film na 10
utopia27wawa

Nie rzucaj się na czytanie dłuższych tekstów, nie będziesz cierpieć.

mibama

książkę czytałam dawno i patrzę, że oceniłam na 5/6. Filmu nie widziałam.

mibama

Na mnie film wywarł bardzo duże wrażenie. Zyskuje dużo przy powtórnym obejrzeniu. Ostrzega przed... zwyczajnym życiem. Trudnościami w komunikacji międzyludzkiej, głównie nieumiejętności odczytywania intencji drugiej osoby, dopowiadaniu sobie tego czego nie ma, naiwnych nadziejach, wyobrażeniach, braku stanowczości... Także o tym jak głupstwo, jedna bezmyślna rzecz może ciągnąć się za nami rujnując życie nasze i bliskich. Jak ciężko jest być normalnym i czy tak naprawdę istnieją normalni ludzie? Chęć bycia po prostu miłym często bywa wykorzystywana. Każdy człowiek miewa swoje słabości, które nie muszą świadczyć o jego zdrowiu psychicznym. Jak nie wiele trzeba, żeby wplątać się w coś, z czego nie da się już potem wyjść cało. I choć film może wydawać się bardzo przesadzony a historia nieprawdopodobna, (swoją drogą może stąd tak niska ocena bo do nudnych raczej bym go nie zaliczyła) dla mnie ten film to przestroga. Powinno się do niego wracać, żeby pamiętając o błędach bohaterów starać się zapobiegać im w swoim życiu.

9/10 lubię takie filmy, otwierają oczy na pewne istotne szczegóły, zagrożenia których nie doceniamy dopóki nie spotkają nas samych.

Zgadzam się w pełni z Eleonorą.

Co do muzyki, zupełnie nie zwróciłam na nią uwagi.

P.S. może trochę się spóźniłam bo wątek jest nieczynny od pół roku, tak czy siak, pozdrawiam :)

ocenił(a) film na 10
madel3ine

Co do muzyki, to nie wiem jak oglądałaś - czy z lektorem czy z napisami, ale jeśli z lektorem, to wtedy muzyki praktycznie nie słychać, co zresztą bardzo psuje odbiór filmu. Ja pierwszy raz trafiłam na ten film na iplex.pl i obejrzałam go tam online z napisami. Nie wiem czy teraz jeszcze go tam puszczają. Ponieważ w kółko potem do niego wracałam, a nie chciało mi się tak online tam tego odpalać, to szybko kupiłam dvd. Natknęłam się ze dwa razy na ten film w tv, gdzie leciał z lektorem i aż się zdziwiłam, że aż tak pogarsza to jego odbiór. W nim jednak bardzo ważne są wszelkie dźwięki, a przez to, że są dość delikatne, to lektor wszystko to zagłusza i też chyba i przez to ta niska ocena, bo pewnie wiele osób obejrzało ten film z lektorem. No a poza tym zresztą ludzie zazwyczaj nie lubią tego rodzaju kina. W każdym razie warto zwrócić uwagę na tę kwestie lektora. W wielu filmach jest ten problem, ale w niewielu aż tak wiele to zmienia.

Eleonora

Tak, widziałam film z lektorem. Puszczają go od jakiegoś czasu na Ale kino. Dodatkowo oglądałam go z mamą i w trakcie omawiałyśmy zachowania bohaterów, co też mogło zagłuszać muzykę :). Przy następnym oglądaniu postaram się o wersję z napisami i odpowiedni nastrój :)

ocenił(a) film na 10
madel3ine

A widzisz, to podziwiam Cię, że doceniłaś ten film mimo lektora. Naprawdę cudownie ogląda się ze słuchawkami na uszach i no właśnie z dvd, albo podobnej wersji. Weź sobie na próbę odpal tę wersję z iplex, bo widzę, że nadal puszczają http://www.iplex.pl/filmy/krzyk-sowy,1223 . I wiesz co, skoro ten film Ci się spodobał, to postaraj się także o "Human Contract". To też taki bardzo "wewnętrzny" film, więc myślę, że skoro to doceniasz, to także Ci się spodoba.

Eleonora

Dzięki ;)
A co do tego "Human Contract", to gdybyś go nie poleciła, pewnie bym zrezygnowała widząc sam plakat. ;)

ocenił(a) film na 10
madel3ine

Plakaty nie są takie złe. Trochę erotyzmu tam jest, ale jednak głównie chodzi o przeżycia wewnętrzne - właśnie tę problematykę typu "bycie człowiekiem". Każdy ma tam jakieś wewnętrzne poranienia (w sensie emocjonalnym), ale stara się udawać silnego i funkcjonować. Lubię to skupienie filmu na tym, co się dzieje we wnętrzu bohatera. Jak już polecam tego typu pozycje, to pozwolę sobie jeszcze polecić "Mądrość krokodyli" (u nas wydane na dvd jako "Niemoralność"). To też jest film o emocjonalnych potrzebach, poważny i bardzo klimatyczny. Warto obejrzeć kilka razy, żeby zauważyć wszystkie elementy i faktycznie zrozumieć (to głęboki film i większość osób raczej nie za bardzo go rozumie). Niech Cię nie zmyli opis (bo wprowadza w błąd) jak i sam fakt występowania wampira, bo ma to tam zupełnie inny wydźwięk i postać niż w jakichkolwiek innych filmach.

Eleonora

Witaj, Eleonoro. Postanowiłem odezwać się słowem chyba głównie dlatego, że tak skrupulatnie podchodzisz do kwestii filmowej (czytając twoją obszerną wypowiedź po jakimś czasie pojawił się uśmiech na mojej twarzy). Niestety - zapewne na moją niekorzyść - mam niewiele do powiedzenia. Jestem świeżo po seansie; obejrzałem z lektorem, ale jako wytrawny słuchacz muzyki nie miałem większego problemu z uchwyceniem jej poszczególnych dźwięków i poskładaniem ich w całość w celu szybkiego przeanalizowania i jeszcze szybszej oceny - zarówno tej szczegółowej (jak bardzo, moim zdaniem, pasuje do danego momentu), jak i ogólnej (jak bardzo pasuje do całego filmu). Może trochę ironizuję, będąc lekko zdziwionym, że w ogóle istnieje możliwość niezwrócenia na nią uwagi. W każdym razie przeszkadzała mi wtrącona gitarka w jednej kompozycji (niby taka pierdoła, niby może dwa razy sobie zagrała, a jednak); jak dla mnie jest tam zupełnie niepotrzebna - przypomina mi stylistykę filmową Lyncha, a mimo pewnego podobieństwa filmu z jego stylistyką znacznie się od niej różni. Albo w jedną, albo w drugą stronę. Zapomniałbym dodać, że film został obejrzany na słuchawkach; na głośnikach - w zależności od ich jakości - a już tym bardziej na telewizorze rzeczywiście dźwięk mógł być nieco stłumiony, jednak natykałem się wielokrotnie na takie przypadki, w których z ledwością można dosłyszeć głos aktorów (mam na myśli wersje lektorskie) - i to również na słuchawkach, tak więc nasz wspólny przypadek jest jeszcze w dobrej jakości.
Co do Mądrości krokodyli, to pamiętam tylko tyle, że kiedyś widziałem samą końcówkę, która zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Jeśli dobrze pamiętam, odebrałem ją jako coś świeżego, innego, na swój sposób oryginalnego. I tak jakbym kojarzył, że przez nią obejrzałem całość, z tym że ta całość nie wywarła już na mnie takiego samego wrażenia. No... ale pewien nie jestem, czy to się zdarzyło. Tak czy inaczej jest tam Jude.

pozdrawiam

ocenił(a) film na 7
Eleonora

Ja oglądałam i Mądrość Krokodyli oraz Krzyk sowy i jeśli chodzi o właśnie skupianie sie na uczyciach wewnętrznych emocjach to polece film Odmienne Stany moralności z Rayanem Goslingiem młodym podkreśle rewelacja :):) to będzie coś w ten deseń i napewo będziesz zadowolona :):)

mibama

Film wydaje mi się nieco podobny pod pewnym względem do "Wszystko gra" z tą istotną różnicą, że bohater Woody'ego Allena potrafił "poradzić" sobie ze swoim problemem, natomiast ten kiedy już wydawał się uratowany, poczuł się tak pewny i bezpieczny, że przez własną głupotę wplątał się w jeszcze gorsze bagno. Z drugiej strony zakończenie nie jest jasno określone i zawsze możemy mieć nadzieję że dał radę wyjść z opresji. Jednak wydaje mi się że nie dał rady :).

ocenił(a) film na 7
madel3ine

film fajny.
a jednak (spojler) w ostatniej scenie gdy miał zakrwawioną dłoń, noża nie złapał, mimo, że miał na to chęć, myślę, że się wybronił, a swoją drogą zaczęło się tak niewinnie od podglądania:)

typisb

No właśnie nie rozumiem, dlaczego miał chęć złapać nóż?

ocenił(a) film na 7
litera232

STRASZNE, przyznam się, że tego filmu już nie pamiętam. Tylko przebłyski. A bilo-bil zażywam:)

ocenił(a) film na 6
mibama

Uwaga! S p o j l e r y.


W tym filmie nikt nie jest tym, kim się wydaje.

Robert - w pierwszej chwili myslę, jakiś dziwak. Dopiero potem okazuje się, że podglądał ją, bo jej zazdrościł życia. Możliwe, że tez podobała mu się.

Jenny – najpierw fajna, potem zaczyna się wydawać, że to zdesperowana wariatka; że prześladuje Roberta. Dopiero potem okazuje się, musiała mieć naprawdę podłe życie z tym swoim nerwowym chłopakiem, skoro Roberta uznała za „dar losu”. Po prostu po raz pierwszy spotyka kogoś, przy kim chce być i trudno jest znaleźć jej w tym umiar.

Nie rozumiem tylko, dlaczego popełniła, co popełniła. Może już wcześniej o tym myslała?

Nickie – to jest prawdziwa wariatka. Znalem takie i ot takich kobiet uciekam. Manipuluje na każdym kroku. Jest piękna i sprawia wrażenie niewinnej ale zachowuje się, jakby siedział w niej złośliwy cyrkowy klaun, który tylko czeka, by przekłuć ci balon tuż przy uchu, a potem zawołać do wszystkich „Hej, zobaczcie, jak podskoczył, jaki on strachliwy”. Prowokuje Roberta a potem stara się go zawstydzić, ze dał się sprowokować.

Umknęło mi jedno – jak Nickie skumała się z Billem? Jasne jest, że czuła jakąś chorą wrogość do Roberta, skoro uknuła intrygę, w wyniku której był podejrzany o zabójstwo, przez co zawaliło się całe jego życie. Złośliwości Nickie nie były więc wołaniem o jego uwagę, tylko po prostu taka była jej natura. Przecież kazała Billemu strzelić do Roberta.

Bill – nerwus, który początkowo pokazany jest, jako wyluzowany, kochający facet, którego Jenny skrzywdziła. Tak to wygląda do połowy filmu. Potem są już realia.

Sąsiad, który wynajął Robertowi dom – okazuje się dupkiem

A sąsiad początkowo ukazany, jako mruk, po prostu ma tego dupka dośc, dlatego nie odpowiada mu „dzień dobry”.


Fabułę świetnie podkreśla scena w szpitalu: „O Panowie detektywi. Zobaczcie, znowu silnik mi strzelił”. Dramat omyłek.





Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones