Specyficzne podejście reżysera do biografii kompozytorów muzycznych może niektórych odrzucać, zwłaszcza tych, którzy oczekują typowej biografii. Jest to jednak ciekawe podejście bo biografie te są przecież znane i przewidywalne. O wiele więcej smaku mają takie luźne fantazje przypominające wariacje muzyczne, których główny motyw jest powszechnie znany i stanowi punkt wyjściowy do dygresji autora i zabawy tematem. W przypadku Liszta Russell zastosował iście wirtuozowski styl przypominający panujący za czasów kompozytora styl brillant pełny popisowych efektów i ozdobników mających zadziwić i wprawić w zachwyt widownię. Taki efekciarski styl dobrze oddaje ducha kompozytora i świadczy o kunszcie i paradoksalnie głębi reżysera, bo nie sztuka zrobić film o Liszcie; sztuka zrobić to po lisztowsku nie zdradzając przy tym swego własnego stylu...
Oprócz tego trzeba być jeszcze bezpruderyjnym i mieć duże poczucie humoru aby nie być zniesmaczonym niektórymi scenami, które mogą się wydać obsceniczne jednak świetnie pasują do groteskowej wyobraźni bulgoczącej w głowie nieokiełznanego kompozytora.