Perełka europejskiego kina eksploatacji będąca (prawdopodobnie) w mniejszym lub większym stopniu inspiracją dla twórców wielu późniejszych arcydzieł ze stajni Tromy. Wstrząsająca historia młodzieńca, którego dotychczasowe beztroskie życie zmienia się w koszmar gdy zadziera z gangiem zdegenerowanych, neonazistowskich motocyklistów - miałem wrażenie, że skojarzenia z pierwszym Mad Maxem są nieprzypadkowe.
Kicz niewyobrażalny, aktorstwo żenujące, absurd goni absurd, hardcore'owa przemoc i softcore'owa erotyka, a do tego kompletnie niepasujący soundtrack i fenomenalny angielski dubbing nagrywany zapewne przez aktorów, którzy filmu na oczy nie widzieli. Niestety momenty pozbawione akcji potrafią dość ostro przynudzać, a samo słuchanie wygłaszanych w tym czasie dialogów ma prawdopodobnie właściwości rakotwórcze, ale warto zaryzykować. Żaden miłośnik trashowego kina nie może przejść obok tego tytułu niewzruszony.
Mógłbym mu wystawić zarówno 1 jak i 10. 1, bo obiektywnie patrząc nie można o nim powiedzieć absolutnie nic dobrego (ale jak wiadomo obiektywizm jest dla pedałów), a 10, bo w kategorii bezdennie złych filmów to prawdziwe arcydzieło. Myślę zatem, że ocena pośrodku jest w porządku.