PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=31583}

Marty

7,2 2 729
ocen
7,2 10 1 2729
7,1 9
ocen krytyków
Marty
powrót do forum filmu Marty

"Myślałaś, że chcę czegoś więcej? Mama wróci lada chwila!" :-)

ocenił(a) film na 10
AutorAutor

-Paliło się światło?
-Pewnie. Dziewczyna jest po studiach!
:-)

ocenił(a) film na 10
AutorAutor

To są pielęgniarki. Pewna sprawa!

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

"Jeśli dwoje ludzi się pobiera i mają spędzić ze sobą czterdzieści czy pięćdziesiąt lat to musi ich łączyć coś więcej niż uroda.
Mówisz, że nie jesteś ładna. Mój ojciec był brzydalem, a matka go uwielbiała. Mówiła mi, że kiedy była smutna i przybita, tata ZAWSZE STARAŁ SIĘ JĄ ZROZUMIEĆ*. Kiedy byłem dzieckiem widziałem jak siedzieli razem i godzinami rozmawiali. Uwielbiałem ojca, był taki dobry. To najpiękniejszy prezent jaki dostałem od życia: moi rodzice. Ojciec był naprawdę paskudny.
Nie ma znaczenia, że wyglądasz jak goryl. Wcale nie jesteśmy tacy najgorsi jak nam się wydaje".

*Duże litery ode mnie, bo oto właśnie chodzi w życiu.

ocenił(a) film na 9
Flashinthenight

No i zawsze radosne wieści od siostry Catheriny! Plus święte słowa: "Życie matki nie powinno kręcić się wyłącznie wokół dzieci". Amen.

ocenił(a) film na 10
Flashinthenight

W takich żyjemy czasach - terroru wizerunku.
Twarz jest najważniejsza.
Stąd celne, acz wulgarne określenie: "fajna dupa z twarzy", czy bardziej subtelne: "w oczach tkwi siła duszy"; związki frazeologiczne: "patrzeć na kogoś wilkiem", "źle jej/jemu z oczu patrzy", czy brytyjskie "stupid faces".

Angielka Naomi Campbell zapytana swego czasu, co dyskwalifikuje dziewczyny już na wejściu w jej agencji modelek, odpowiedziała bez wahania - głupie twarze.
Figura, sylwetka, to pewien standard poniżej którego dziewczyna zejść, nie może jeśli chce być zawodową modelką, ale głupia twarz, puste spojrzenie, matowe oczy, za którymi nie kryje się nic - to jest najgorsze.

Oczywiście jest też powiedzenie "nie oceniaj po okładce" i ono też jest prawdziwe.
Ale jeśli twarze coś ukrywają, to już prędzej inteligencję. Głupota jest naoczna.

Z drugiej strony na tzw. tajemnicę też nie wolno się nabierać, bo kończy się to refleksją: "Zakochałem się w tobie, bo myślałem, że jesteś tajemnicza, a ty miałaś depresję, jak twoja matka":-)

https://www.youtube.com/watch?v=5PXAUoSh0-Y

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

E, tam. Zawsze tak było : ) Te obrzydliwe kiecuchy rodem z XIX wieku i wcześniej, noszone jeszcze w pierwszej połowie XX-tego. Te kosmiczne kapelusze, a w głowie pusto. Bo to łatwiejsze zabłysnąć strojem, urodą - tym wizerunkiem właśnie - aniżeli mądrością, inteligencją czy doświadczeniem życiowym. Dlatego wiedza od zawsze była piętnowana i szykanowana. Typowy mądry człowiek dla Amerykanina? <<choć mam wielką ochotę napisać "dla Amerykańca">> Wysoki szczupły chuderlak z tym piórnikiem w kieszeni koszuli, wyglądający jak Joaquin Phoenix w filmie "Ona" ( przez cały czas zastanawiałam się kiedy te pachy mu się odparzą; z bijącego mocniej Serducha przepięknie polecam piosenkę śpiewaną przez Scarlett Johansson gdzieś w środku filmu, gdzieś pośrodku lasu... ) I Oczywiście nieodłączny atrybut w postaci dużych okularów sklejonych grubą, białą taśmą. Jak w teledysku Aerosmith "Hole in my Soul" : )

"Nie wierz we wszystko, czym oddychasz".

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

Wcale mnie to nie dziwi. To tworzenie mitu, że inteligencja to powód do wstydu i źródło kompleksów.
Mądrość to elitarna słodycz - osiągalna tylko dla nielicznych, niedostępna dla mas. A masy, wiadomo, to, co unikatowe, to, co rzadkie i niespotykane, to, czego nie rozumieją, traktują jako zagrożenie. Każde odkrycie naukowe, każda zmiana okupiona była lękiem, strachem, drwiącymi spojrzeniami. Wzbudzała złość i niepokój. Często spotykała się z dezaprobatą środowiska. Od rzucenia hasłem, że Ziemia może jednak nie jest płaska (dzięki, Mikołaj : *) po przejście z winyli na kasety i płyty CD.
Dziwi mnie za to wciąż i bardzo mnie wkurza to wchodzenie sobie na głowę, to wjeżdżanie na czyjąś wolność. I fakt, że druga strona na to przystaje.

- "Wyśmiewa mnie, no dobrze. Zaczął pierwszy, co ja mu będę przerywać...?"

Ja osobiście za dzieciaka i także później, w nastoletnich latach, byłam nieśmiała, wycofana, nieco z boku - zdystansowana. Przy okazji moich dosyć poważnych problemów z cerą z tamtego czasu charakterystycznych dla okresu dojrzewania, przez myśl mi nie przeszło, żebym miała odczuwać z tego tytułu jakąś presję, strach (!? - nigdy w życiu!) czy... ostracyzm ze strony rówieśników. ( Aż przypomniał mi się film "Yomeddine. Podróż Życia" ). A momentami potrafiłam wyglądać po prostu śmiesznie. W liceum, pamiętam, przez dwa-trzy dni miałam taką brodę z pryszczy. Wyglądałam jakby mnie pszczoły pogryzły. Zawsze wychodziłam z założenia, że "Tak, pewnie, bo o wiele gorzej jest na to patrzeć niż się z tym UŻERAĆ!!!" I to nie jest dla mnie takie stanięcie prosto z zaciśniętą pięścią i powtarzanie za Scarlett O'Harą: "God is my witness, będę silna, nie będę się bać", tylko, jak ja to zawsze mówię, taki poziom zero. To znaczy, nie jest to dla mnie ogromny wysiłek, by nie dać się besztać, to nie jest dla mnie trudne, nie muszę wspinać się na wyżyny swojej asertywności. Przychodzi mi to z łatwością. Poziom zero. Taki standard. I znowu, nie jestem z tego powodu jakoś niezwykle dumna, nie wzbudza to we mnie większych emocji, nie jestem szalenie podekscytowana z tego faktu ani specjalnie z siebie zadowolona. Bo to jest dla mnie standard. Poziom Zero.
*Zero jak na osi liczbowej.
Standard zachowań i funkcjonowania z ludźmi, współistnienia z nimi. Nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich. Trzeba ostro. Piłsudski powiedział, ludzie to k.... Bo nie można być taką piz... rozpaćkanymi ciepłymi kluchami.

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

To, co teraz wyszło na temat łódzkiej filmówki (i na pewno nie tylko tam, nie tylko teraz)... No ja nie wyobrażam sobie, żeby ktoś przywalał mi krzesłem, bezpardonowo strzelał mnie w pysk albo gryzł mnie na oczach innych ludzi. Ja bym powiedziała: "Co Ty wyprawiasz!?", "Jak Ty się zachowujesz!?", "Co to ma być!?" A na następne zajęcia przyprowadziłabym kolegę w typie Różala i poleciłabym by teraz Pan Profesor pokazał jak gra się pożądanie.
Bo nie chodzi o to, że ja jestem niezniszczalna, że jestem takim "ŚuperBohaterem" w kolorowych gaciach z laserem w oczach z helikopterem ukrytym w cylindrze. To taki wysoki kapelutek był... To raczej cylinder : ) Ale chodzi o to, by nie być taką piz... pod miotłą.

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

Uwielbiam dialog Marty'ego z mamą, gdy ten mówi, że nie chce iść do klubu, że nie chce znów cierpieć, że chce odetchnąć, że boli go Serce... Że:

- "właśnie (przez Ciebie i dla Ciebie) zadzwoniłem do jakiejś głupiej baby, do której nie chciałem nawet dzwonić, a i tak dostałem kosza!"

Byłam pod wrażeniem. '55 Rok, dekada nienagannych fryzur i uśmiechów "Żon ze Stepford", a tu pełna ekspresji ( '55 Rok ) gra aktorska, gesty, emocje, życie, pasja. To już nie była Ingrid Bergman mierząca do Humphreya Bogarta w dalekim Maroku. To Brooklyn, NY, proszę państwa.

Oglądałam i krzyczałam do telewizora, t.j. do Marty'ego:
"TAK! TAK! TAK!"
Brawo! I tak to się właśnie robi! Właśnie tak ze sobą rozmawiamy. Właśnie tak się ze sobą komunikujemy. Mówimy wprost o co nam chodzi i czego chcemy.

- "To może granatowy garnitur?"

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

No i masz. To jest właśnie to zjawisko, na które zwracałam uwagę tam hen, hen wcześniej. Ludzie patrzą na wszystko przez swój własny osobisty pryzmat.

"Ale jak Ci może nie starczać pieniędzy? Przecież pracujesz tam, gdzie ja.
Aaa, jesteś kobietą i z zasady [!] zarabiasz mniej. Achaaa.... Acha."

Brak pojęcia i WIEDZY, że można inaczej, że może:

- ja nie chcę brać ślubu;

- ja lubię samotność;

- chcę być w związku, ale nie chcę żyć w małżeństwie;

Ile ludzi, tyle scenariuszy. I to jest oczywiste, ale świadomość tego jest zatrważająco nikła. A poziom akceptacji... Powiedzmy sobie tak, pozostawia wiele do życzenia. Sama akceptacja mnie oczywiście nie interesuje, bo - ludzie, no dajcie spokój, to są Moje decyzje, Moje wybory, Moja odpowiedzialność i Moje konsekwencje. A Tobie, jak wiadomo, nic do tego! I to nie jest żadne nasze prawo czy przywilej, tylko obowiązek, by przeżyć to życie samemu z pełną kontrolą, z całą odpowiedzialnością i z całym tym shitem targanym codziennie na barach. By żyć według siebie i swoich pragnień, marzeń i potrzeb. Nie według tego, o czym marzy mama i pani z mięsnego.
I o to mi chodziło, gdy przytyczałam ten cytat, a Ty się tego brzydala uczepiłaś : D Ale no dobrze : )

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

Wygląd fajna rzecz. Jeśli chodzi o terror to, póki co, nie ma jeszcze kas dla brzydkich w supermarketach, a z całą resztą jest tak, jak już pisałam. Nie wolno pozwalać wchodzić sobie na głowę i Do głowy.
Wygląd też jest naszym obowiązkiem oczywiście. A jakże. Wolność dla wszystkich, tolerancja dla wszystkiego i wszystkich. Tak, tak, tak... Ale nikt nie lubi żółtych zębów, brudnych paznokci i tłustych włosów.

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

Wszyscy chcemy, żeby Pani, która skanuje nam produkty w sklepie miała czyste ręce.
Nawet ten facet, który obmacuje WSZYSTKIE winogrona na składzie.
Piękny wygląd, niezwykła uroda, mogą być oczywiście także przekleństwem. Tak to określiła Dorothy Stratten, aktorka, a swego czasu też króliczek playboya - nie napiszę tego z dużych liter.

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

Swoją drogą, niesamowite jak po wpisaniu słowa "króliczek", słownik od razu rzucił we mnie określeniem "playboya"... Do rzeczy. Zainspirowany tym Peter Bogdanovich nakręcił w 1985 roku film "Maska" z Cher w roli głównej; opowiadający o zmaganiach chłopca z poważną deformacją twarzy i codziennością, jaką ona za sobą niesie. Eric Stoltz, ten uroczy rudy piżamowy businessman z Pulp Fiction : )

ocenił(a) film na 10
Flashinthenight

https://www.youtube.com/watch?v=0H-s8Va4TxE

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

Nie dokończyłam jeszcze, Filmweb kompletnie nie poradził sobie z przekazaniem mojej odpowiedzi dla Ciebie, czym bardzo mnie zawiódł. No, ale dam Ci już spokój. Napiszę jednak jeszcze zdanie, którym zakończyłam swoją wypowiedź, bo inaczej oszaleję, jeśli tego ładnie nie zamknę. Zatem:

"Nie wszyscy muszą iść środkiem drogi białej większości".

Pozdrawiam Cię Serdecznie. Bye Bye.

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

Jeszcze słowo ode mnie. Wiem, że napisałam w tekście "aha" przez -ch. To jest taka moja pisownia, "określenie własne", które stosuję w nieoficjalnej korespondencji. Coś jak ten mój "ŚuperBohater" tam u góry, ale nie do końca... : )
Każdy ma takie swoje określenia o znaczeniach dosyć prywatnych, wewnątrz rodzinnych. Wspominała o tym moja wychowawczyni-polonistka z liceum, pamiętam. Świetna babka, ludzka nauczycielka. Rzadkie, więc warte odnotowania. Swoista gwara domowa, jak ja to nazywam. Słysząc to gdzieś z boku może wydawać się to dziwne, niepoprawne, ale nie zawsze tak jest. Jednak pisząc do osoby, która mnie nie zna, czuję się w obowiązku, by się troszeczkę wytłumaczyć. Często też piszę "aha" w formie "a-ha", ale tego nie muszę nikomu tłumaczyć. Wszyscy wiemy dlaczego : )
Nie chcę też dostać odpowiedzi za 19 lat, że "aha" pisze się przez samo -h.
Zatem, dla potomnych:

- "naprawdę" piszemy
razem;

- " na pewno" piszemy
osobno;

- "na razie" w obu
przypadkach zarówno w
formie pożegnania, jak i
określeniu czasowym
używamy formy
rozdzielnej.
I tu używam tej
"mojej" wersji łączonej,
jeśli chodzi o
pożegnanie, gdy piszę do
osób, które mnie znają.
Tak dla odróżnienia : )
Wygląda tak ładnie i
kusząco...

- "w ogóle" - osobno;

- "zresztą" - razem;

- "w końcu"- osobno;

- "po prostu" - osobno;

- "przede wszystkim" - jak
widać;

- "ode mnie" - jak widać;

- "ach, ech" przez -ch,

ale żeby było fajnie

- "aha" piszemy przez
samo -h : )

Za to

- wyrazy naśladujące
śmiech, czyli
"cha cha", "chi chi", "che
che"
"ha, ha", "hi hi", "he he"
piszemy jak chcemy! : D
Kiślu-kisielu : ) Taka
rekompensata za "na
razie".

Dziękuję za uwagę, drogie dzieci. Pamiętajcie, język Polski jest Przepiękny! : )

Buziaki dla WSZYSTKICH Czytających.
Wirtualne oczywiście.

ocenił(a) film na 10
Flashinthenight

https://www.youtube.com/watch?v=I23Y5GqdAaM

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

Człowiek się tak produkuje, a Ty tylko te linki i linki...
Ale musisz sprecyzować czy https://www.youtube.com/watch?v=UhyeywiEzKo
czy https://www.youtube.com/watch?v=TR3Vdo5etCQ

ocenił(a) film na 10
Flashinthenight

Obraz znaczy więcej niż tysiąc słów.
Pewnie dlatego tak lubię kino, a nie znoszę seriali.

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

Taak... Filmy : ) Kocham od dziecka. Mistyczne zjawisko. Ale seriale też super! : P : ****

ocenił(a) film na 10
Flashinthenight

Kiedyś tak.
Dziś są tak wyrachowane, obliczone na sezony, a w związku z tym na nierozwiązywalność, na unikanie rozstrzygnięć, że to jest nie do zniesienia.
Zgadzam się z przemówieniem noblowskim Olgi Tokarczuk:

"...Możemy mieć dziś wielką satysfakcję, że jesteśmy świadkami powstania nowego sposobu opowiadania świata, jaki niesie ze sobą SERIAL filmowy, a którego ukrytym zadaniem jest wprowadzić nas w trans. Oczywiście ten sposób opowiadania istniał już w mitach i opowieściach homeryckich, a Herkules, Achilles czy Odyseusz to bez wątpienia pierwsi serialowi bohaterowie. Jednak nigdy wcześniej nie zagarnął on dla siebie tak dużo przestrzeni i nie wpływał tak istotnie na zbiorową wyobraźnię.
Pierwsze dwie dekady XXI wieku z pewnością należą do seriali. Ich wpływ na sposoby opowiadania (i przez to też rozumienia) świata jest rewolucyjny.
Serial w dzisiejszej postaci nie tylko rozciągnął uczestniczenie w narracji w obrębie czasu, generując jego różne tempa, odnogi i aspekty, ale wniósł także swoje nowe porządki. Ponieważ w wielu przypadkach jego zadaniem jest utrzymanie uwagi widza jak najdłużej – narracja serialowa mnoży wątki, splatając je ze sobą w najbardziej nieprawdopodobny sposób tak bardzo, iż w obliczu bezradności sięga się nawet po stary zabieg narracyjny, skompromitowany kiedyś przez klasyczną operę: „deus ex machina”. Wymyślając kolejne odcinki często zmienia się całą psychologię postaci ad hoc, żeby lepiej pasowała do pojawiających się wydarzeń. Postać łagodna i pełna rezerwy na początku zmienia się pod koniec w mściwą i gwałtowną, postać drugoplanowa staje się pierwszoplanową, zaś główny bohater, do której zdążyliśmy się już przywiązać, traci znaczenie lub wręcz znika ku naszej największej konsternacji.
Potencjalne zaistnienie kolejnego sezonu stwarza konieczność otwartych zakończeń, w których nie ma szans pojawić się i wybrzmieć do końca owo tajemnicze katharsis, które było przeżyciem wewnętrznej przemiany, spełnienia się, satysfakcją z uczestniczenia w akcie opowieści. Taki rodzaj komplikowania i niekończenia, ciągłego odraczania nagrody, jaką jest katharsis, uzależnia i hipnotyzuje. Fabula interrupta wymyślona dawno temu i znana z opowieści Szeherezady powróciła w serialach w wielkim stylu, zmieniając naszą wrażliwość i niosąc przedziwne psychologiczne skutki, odrywając nas od własnego życia i hipnotyzując niczym używka. Jednocześnie serial wpisuje się w nowy, rozwlekły i nieuporządkowany rytm świata, w jego chaotyczną komunikację, jego niestałość i płynność...."


https://www.rp.pl/Kultura/191209471-Czuly-narrator-Pelny-tekst-noblowskiego-wykl adu-Olgi-Tokarczuk.html?preview=1&remainingPreview=7&grantedBy=preview&

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

Nie zgodzę się, że zmienność postaci, dynamiczny rozwój to zarzut dla serialu. W przeciwnym razie - gdyby serial był jednowymiarowy, monotonny i prostolinijny - Wszyscy powiedzieliby, że jest nudny. Zmiana to naturalny proces w życiu człowieka ( a także w życiu postaci : ) ). W ponadczasowych "Przyjaciołach" mamy postać Rachel: 25-letniej dziewczyny z "dobrego domu", niedojrzałej, rozkapryszonej, która ubiera się jak cheerleaderka. ( Utkwił mi w głowie strój w postaci spódniczki, wysokich skarpet i bluzeczki do pępka. Dla mnie osobiście, coś okropnego. Czułabym się bardzo niepewnie nosząc się w ten sposób. Tylko warkoczy z wielkimi wstążkami brakowało. I lizaka w buzi >: / Brr... Jak jakaś lolita. Obrzydliwe. ) Później dorosła. Zmieniła Się.  Dojrzała. Stała się samodzielna, pracowała na własny rachunek. To był już inny człowiek. O innej mentalności, z innym spojrzeniem na świat. Była już po różnych przejściach i nabrała doświadczenia. Poszła dalej - rozwinęła się.
Jeśli zaś chodzi o utrzymanie tej samej/tych samych pozycji ról w serialu na przestrzeni lat ( w serialach "długoterminowych" ) - powtarzalności i utrzymania status quo, to także zachodzą takie zjawiska. "Moda na sukces" odzwierciedla taki proces. Tam królowa Stephanie była królową i królowała dopóki występowała w produkcji. Tylko włosów jej trochę ubyło. 
A specjalnie podałam ten przykład, bo Pięknie piszą Tutaj (na Filmwebie) o tym serialu.
https://www.filmweb.pl/serial/Moda+na+sukces-1987-94193/disc...
Cudownie mi się to czytało. Serdecznie polecam.
Ja oglądałam z dziadkiem : )

I ta czołówka! : D
Oczywiście bez podania numeru odcinka przez lektora się nie liczy.

Jeśli zaś chodzi o to obliczanie na sezony, to pamiętam pracę, jaką napisałam na WOK w 1-szej liceum, której temat oscylował w podobnym klimacie. Przytoczyłam zdanie, jakie wypowiedział Wentworth Miller przy okazji wiadomo jakiego serialu : ), a mianowicie, że będą kręcić dopóki ludzie będą chcieli to oglądać. Ja wielce oburzona ( : D ) napisałam, że twórcy powinni skupić się na opowiadanej historii, na tym, co chcą przekazać widzom - ot, po prostu dopracować opowieść od początku do końca i w takiej postaci wypuścić ją w świat. Tak, jak w przypadku czterech pancernych. I PSA oczywiście : ). Konkretna historia, "jedna" sceneria, krótko, zwięźle i na temat - kilkanaście odcinków: kręcimy, kończymy, wychodzimy. Żegnamy się i każdy idzie dalej, w swoją stronę. Nie dokręcamy na siłę kolejnych sezonów, nie zmyślamy wątków, serial nie jest ciągnięty w nieskończoność. Nie trwa on do dzisiaj, a my nie oglądamy losów już wnuków Janka Kosa, którzy zmagają się z rzeczywistością, z życiem w postkomunistycznej Warszawie na przykład.

Ale czy to coś złego?

Joanna Brodzik - czyli serialowa Magda M. - wspominała kiedyś, że odcinek/scena ślubu z Piotrem miała być finałem serialu. Ale widzom tak bardzo się spodobał, że BĘC! Magda budzi się rano w swoim łóżku i zdumiona mówi:
"Śnił mi się ślub z Piotrem! : o".
I jedziemy dalej. Czemu nie?

Ja mam wielki sentyment do tych seriali, a zwłaszcza Piosenek!, które pojawiły się już za mojego żywota i które mogłam oglądać ( i słuchać : )) "na żywo". Z racji tego, że zawsze się spóźniam, to też urodziłam się trochę za późno i podoba mi się to, co już było. Nie przepadam za nowościami, za tym, co powstaje obecnie, bo jest to po prostu słabe, a ja lubię dobre rzeczy : p.  Choć nie jest tak, że wzbraniam się przed tym, co nowe, nie, bardzo doceniam chociażby efekty pracy spod znaku produkcji Chucka Lorrego. To jest humor, który do mnie trafia i który mi odpowiada. No ale to są wyjątki. Dla mnie nowością jest, na przykład, nasz rzeczony "MARTY", którego Musiałam obejrzeć po przeczytaniu opisu: ">>NIEATRAKCYJNA<< pozna Pana" - Hollywood, '55 rok. Niewiarygodne. Takie wrażenie zrobił na mnie fakt, że ktoś w tamtej erze działalności Fabryki Snów nakręcił film o NIEpięknej kobiecie, że przekoziołkowałam do tyłu za łóżko.
Ostatnio piałam też z radości, gdy zobaczyłam, że w telewizji będą nadawać "Zgadnij, kto przyjdzie na obiad?". I jakże, równie mocno, się  zawiodłam... Kolejny Wielki Tytuł, który mnie Kompletnie Zawiódł. Niedawno - o, parę miesięcy temu, był to "15:10 do Yumy", kiedyś "Egzorcysta", którego pokochałam od drugiego wejrzenia ( I to Dosłownie! Ksiądz Karras Wymiata!!! : D) tak, jak "Psychozę", którą uwielbiam, ubóstwiam, oglądam za każdym razem z jeszcze większym zachwytem, choć niezmiennie uważam, że Słynna, Kultowa, Archetypiczna SCENA POD PRYSZNICEM była kręcona na formacie "Trudnych spraw".
Także dla mnie nowości znajdują się w przeciwnym kierunku na osi czasu niż dla większości ludzi, to jest to, czym się fascynuję i czym żyję na co dzień, ale właśnie te produkcje, które pojawiły się niedawno albo pamiętam je z dzieciństwa - które polubiłam, a nie oglądałam ich z trzydziestoletnim poślizgiem, mają dla mnie również szczególne znaczenie.
"Magdę M." oglądałam za dzieciaka, "Skazanego na śmierć" nie obejrzałam żadnego odcinka, ale pamiętam tę otoczkę wokół tego serialu: "Łoo, Wielki Tatuaż na plecach, UCIECZKA Z WIĘZIENIA", tak, Do Zwycięstwa. Razem z moim ukochanym Sylvestrem Stallone, Kaziem Górskim i Pele na Czele : )
Natomiast Piosenka "Could I have this kiss forever"...  - Mam do niej ogromny sentyment, bo pojawiła się już po mnie : ), poznałam ją od początku jej istnienia i bardzo polubiłam. Po latach uczucie do tej piosenki osłabło, ale żółta sukienka Whitney na tle tego mroku stała się  obrazkiem (jednym ze wspomnień, takich mignięć) mojego dzieciństwa.

I ta radocha, gdy puścili ją w telewizji : D


XXI wiek? A skąd. Totalna bzdura. Myślę, że takim epicentrum, apogeum seriale osiągnęły w latach dziewięćdziesiątych. Gdy się tak ostatnio trochę głębiej pochyliłam nad tym, to stwierdziłam, że Amerykanie musieli wtedy nie wychodzić z domu, żeby to wszystko obejrzeć : ) Bowiem w tamtym okresie powstawały, bądź przeżywały rozkwit tak Wielkie, Kultowe i Ponadczasowe tytuły, które ja Kocham i Uwielbiam, czyli "Przyjaciele", "Świat według Bundych", "Ostry dyżur" i "Z Archiwum X" czy Boski Porucznik Columbo; trochę mniejsze jak "Frasier" czy "Strażnik Teksasu"; ważne dla Amerykanów, u nas nigdy nieemitowane "Zdrówko", które kończyło się już na początku lat '90, a dawało początek właśnie "Frasierowi"; seriale, które były i są u nas bardzo popularne, ale mnie jakoś kompletnie ominęły, jak "Gliniarz i prokurator" czy " Diagnoza: morderstwo"; a także te produkcje, które były nadawane u nas, dla wielu ludzi są ważne, a o których ja nie miałam pojęcia, jak ten serial o pięciorgu rodzeństwa, które traci rodziców w wypadku samochodowym i od tamtej pory żyją sobie sami ze sobą. I z Opieką Społeczną na karku.
Teraz wyszła ich latynoska wersja. Ok.....

A jeśli chodzi o Netflix, o to, co się teraz dzieje i jaka panuje moda, to na ten temat nie mogę się wypowiadać, bo się na tym nie znam.

Seriale jak używki, tak? Czyli "jesteś więźniem fotela, Twój pokój to cela - odosobniony archipelag" ( https://www.youtube.com/watch?v=uju7zWYIXMM ), dobrze, ale to MY decydujemy o sobie, o tym, co robimy i to jest nasz OBOWIĄZEK, a nie przywilej. Takie gadanie: "to serial mnie trzyma, nie ja trzymam się serialu", to jest jak to jojczenie: "jak bóg da", "jeśli bóg pozwoli". No Nic Ci nie da, powinienieś już o tym dawno wiedzieć, człowieku. Chyba, że w mordę. To wtedy już tak.
To jak z tym fatum w literaturze, którego ja nie znoszę, bo to tylko takie wymigiwanie się od wszystkiego, a zwłaszcza od odpowiedzialności:

"Po co mam wstawać z kanapy skoro i tak zabiję ojca i prześpię się ze swoją matką".

Taki asceta, który leży pod schodami, bo świat jest taki zły. To go Napraw!, mądralo. Kto ma to zrobić, jak nie przedstawiciel najinteligentniejszego gatunku? Taa, jasne... >: /
Ja zdecydowanie wolę postawę wyznawaną przez świętego Franciszka, choć musem  naprawy świata, który stworzył jego cudowny bóg, sam sobie przeczy, ale no dobra. Niech będzie.

Dla mnie seriale to fragment sztuki, a oglądanie ich to jak wyjście do teatru czy do muzeum. Bożena Dykiel opowiadała jak Warszawa pustoszała, gdy w telewizji nadawali "Dom". Tak, ale to jest właśnie ten fragment sztuki. Ja osobiście pamiętam, jak całkiem niedawno - parę lat temu - po raz pierwszy oglądałam "Matki żony i kochanki". Serial tak mi się podobał, robił na mnie takie wrażenie, że przy emisji raz w tygodniu, może to głupie, ale żwawszym nieco krokiem wracałam do domu.
W pewnym odcinku kochanek jednej z głównych bohaterek przychodzi do jej restauracji, w której pracuje razem z mężem. Ona pyta, co podać, on opuszcza gazetę i mówi: "Witaj, kochanie". I koniec odcinka! Ja myślę: "WOW! Kobito, i co Ty teraz zrobisz!?! : O Co będzie dalej?" Dalej? Tydzień czekania do następnego odcinka : D
Może to trochę lamerskie, ale, cóż, ja nie mam męża ani kochanka, więc muszę sobie zapuszczać jakieś sztuczne substytuty. Mogę też podglądać sąsiadów! : D
No, ale, mówiąc poważnie, to przecież właśnie o to chodzi, by seriale dawały zastrzyk pozytywnych emocji, rzucały naszymi uczuciami jak rollercoaster, dodawały adrenaliny. To najprostszy sposób. Nie każdy może sobie w dowolnej porze skoczyć na bungee. Od tego one właśnie są.
By nas trzymać przy sobie jak najdłużej? Oczywiście. Od tego one właśnie są. Z perspektywy twórców. Wszyscy chcą zarobić i wszyscy muszą zarabiać. To nie instytucja charytatywna.
Ale Ty nie musisz ich wspierać.


Gdy słuchałam sobie najnowszej piosenki Kazika na YouTubie, w propozycjach pojawiła mi się i Ta piosenka. Jeszcze jej nie słuchałam, ale zainspirowała mnie do stworzenia pewnej playlisty.
https://youtube.com/playlist?list=PL4gPr_EC0cBiSsM4EQAASQRF5...

Pasuje jak ulał : )



Nie podoba mi się określenie "odnoga"...

ocenił(a) film na 10
Flashinthenight

Niezupełnie o to chodziło pani Tokarczuk.
Nie o dojrzewanie bohatera do przemiany, ale o odkręcanie kota ogonem. O czynienie, ni z tego ni z owego postaci negatywnych - pozytywnymi. Bez żadnego uzasadnienia z wyjątkiem takiego , że polubili postać widzowie. To często nielogiczne, stojące w sprzeczności z porządkiem przyczynowo-skutkowym opowieści i z tego względu nieuzasadnione.

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

Ale to bardzo ciekawy pomysł na serial! Coś nowego, oryginalnego; nagła zmiana, gwałtowna i kompletnie nieoczekiwana, całkowicie zaskakująca, wprowadzająca ożywienie, orzeźwiająca, wywołująca zamęt? Może jakiś chaos. Kto wie? Zależy oczywiście jak to jest poprowadzone. Nie mam się do czego odnieść, bo nigdy nie widziałam takiego serialu, ale właśnie bardzo chętnie bym coś takiego obejrzała.
Tak się, widać, teraz kręci. W latach pięćdziesiątych na topie były filmy o naukowcach, bo nauka miała swoje pięć minut (o, dziwo i drugie "o, dziwo", bo mówię o Ameryce) i była w cenie, dzisiaj tworzy się mnóstwo produkcji spod znaku peleryny i kolorowych gaci, bo to się opłaca. Zobaczymy co będzie modne za dziesięć lat.

Chodziło mi o to (tam u góry), że ta zmiana jest bardzo naturalna dla człowieka. Wbrew pozorom? No zwykle, powszechnie uważa się, że zmiany to coś złego, że są przykre i ciężkie do zniesienia. Tak się utarło. Ale faktem jest, że to praktycznie jedyna stała w naszym życiu.
Zmieniamy się na przestrzeni lat, bo - mówiąc krótko - dorastamy. To, co nas spotyka, formuje nas, oddziałuje, wpływa i kształtuje: nas, nasze dusze i charaktery.
Ale zmieniamy się także gwałtownie, z dnia na dzień, na stałe i nieodwracalnie. Stajemy się kimś zupełnie innym, co przeważnie wiąże się z tragicznym, traumatycznym wydarzeniem/wydarzeniami, jakie potrafią zaczaić się i zaatakować.
My sami przecież ulegamy zmianiom nieustannie na tym najdrobniejszym poziomie. To znaczy: w szkole czy w pracy jesteśmy inni niż w domu. Ba, na każdym przedmiocie potrafimy zmienić oblicze, jeśli jedna lekcja to biologia z babą, która nie ma o niej pojęcia i którą kompletnie olewasz, a druga to matematyka z dyrektorką, która jest złośliwym, drażliwym i mściwym potworkiem. I jakże krzykliwym... Coś jak mały gremlin. I to nie jest żadne przywdziewanie masek, w których tak lubował się Gombrowicz swego czasu (a ja nie), tylko zmiana nastroju i okoliczności.

- A jednym zdaniem można?
- Oczywiście, że można! : D

Takie nagłe, gwałtowne serialowe zmiany mają odzwierciedlenie w rzeczywistości.

To bardzo popularny motyw, zabieg w literaturze. Często wykorzystywany. Andrzej Kmicic - "Potop", tak, wszyscy to znamy. Także w Biblii i mitach, o których wspominała, też jest to stosowane. Hiob i inni mu podobni, ale nie będę się o tym rozpisywać, bo nie lubię bzdur.


Ale żeby lamentować o tym na audiencji u "króla" Szwecji. W cudzysłowie, bo monarchie też mnie nie ruszają. Pozytywnie przynajmniej. Dla mnie straszne jest to, jak dużo miejsca i czasu poświęca się w szkołach - w programach nauczania - na bajeczki biblijne i mityczne. A nie ma twórczości ks. Twardowskiego, Karola Wojtyły (O, Dziwo! W naszym kraju nie ma w podręcznikach twórczości duchownych. Naprawdę przedziwny paradoks.), jest troszeczkę Szymborskiej. Tyle. Ja zamiast >>po raz kolejny<< wysłuchiwać o Demeter i Korze, wolałabym dostać do przeanalizowania odcinek Reksia, gdy ten był zły kiedy kura zniosła jajko w jego budzie:

1. Czy uważasz, że bohater ma prawo odczuwać złość czy powinien być zaszczycony, że kura wybrała właśnie jego budę jako miejsce przyjścia na świat nowego mieszkańca Podwórka?
2. Co Ty byś zrobił/a na miejscu Reksia?
3. Czy myślisz, że miejsce zniesienia jajka upoważnia bohatera, zobowiązuje go do opieki nad nim?

Wartość merytoryczna większa.

Ja, gdyby słuchało mnie więcej niż dwanaście osób, zwróciłabym uwagę na to jak ludzie zaczęli nadużywać słowa "wszyscy".
"Wszyscy mają prawo do miłości", ">>Każdy<< ma prawo być kim chce". Taa... A, i jeszcze oczywiście "robić, co chce". Tak, tylko wszyscy to są WSZYSCY. Każdy to jest Absolutnie Każdy. Każdy zbok, chory pajac i inni im podobni. Ale przecież: "tolerancja dla wszystkich". I z dyńki.
To chyba Norwid powiedział, że całkowita wolność prowadzi do anarchii. Ale kto by to nie był, ma rację i klepie oczywistą oczywistość.
I to jest poważny problem naszych czasów, bardzo niebezpieczny, a nie jakieś tam seriale.
Zawsze można przełączyć na inny... Nie obyczaj, to sci-fi. W życiu już z tym gorzej, gdy zaczai się na Ciebie ktoś, kto "chce być kim chce".



Myślę, że cały problem polega na tym, że są one źle zrobione. Większość jest teraz tak niedbale produkowana, to jest takie beznadziejne... Taki znak naszych czasów. I nie mówię tego, dlatego, że lubię starocie, więc wszystko, co nowe jest be, a tylko to, co mi się podoba jest w porządku, tylko, po prostu... Nie będę się nad tym rozwodzić. Powiem tak:
Ile filmów, seriali z przeszłości jest oglądanych, uwielbianych, podziwianych na całym świecie w dalszym ciągu, teraz, w tej chwili, w tym momencie? A o ilu produkcjach, programach, osobach-osobistościach, wydarzeniach z ostatniego dziesięciolecia, na przykład, będzie się mówić, pamiętać, oglądać za pięćdziesiąt, czy choćby te trzydzieści lat?
Cóż, była Złota Era, przyszedł czas na przyziemną erę.

Szkoda tylko, że w takiej przyszło nam żyć.

ocenił(a) film na 10
Flashinthenight

Polecam zatem "Grę o tron" - tam deus ex machina jest na porządku dziennym. Podobnież zmienianie charakterów postaci z dobrych na złe i na odwrót i wzajemnie. Mi to nie odpowiada, ale w porządku, co kto lubi.

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

Super. Wielkie Dzięki za poświęcony czas : )

ocenił(a) film na 10
Flashinthenight

:-)
https://www.filmweb.pl/video/M%C3%B3j+gust+filmowy/Olga+Tokarczuk-42093

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

Ja też lubię Charliego! : D Przystojniacha był z niego. "Rewia Chaplina" - bajka. Dla mojego Serducha najważniejszy film o Piesku.
Co oni mają z tymi pytaniami o "JEDEN", "Naj"... Strasznie to płytkie, powierzchowne i ograniczone. Tak łatwo przecież chociaż do dwóch uzbierać : D
A Oona to córka Geraldine : )

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

Jasne, że co kto lubi. Nie chodziło przecież o przekonywanie kogoś do swoich racji, tylko bardzo fajnie jest pogadać z kimś o odmiennych poglądach.
Ja bardzo cenię sobie różnorodność.
Także Pozdrawiam Serdecznie.

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

Jezu... Co oni zrobili z moją wypowiedzią!?!! Chciałam edytować jeden z linków, bo się nie wyświetlił - bo nie wyświetlili go poprawnie! - a oni zrobili z niej to coś powyżej. Jaki wstyd. Nie znoszę Filmwebu. Fatalnie zarządzają tym portalem.
Prześlę to jeszcze raz.

ocenił(a) film na 9
AutorAutor

A skoro była już mowa o małomównym Ojczulku w małej czarnej, z niesamowitym poczuciem humoru, to bardzo spodobał mi się fragment dialogu z tego filmu.
A mianowicie:

Matka Nawiedzonej: " Chyba wszyscy księża są małomówni.
Father oh Father: To zależy.
MN: Od czego?
FoF: Od księdza" : D

I oczywiście genialne https://www.youtube.com/watch?v=H9KHAk8D_Rg.
Ach, jest Moc.


Ok. Wypowiedź poprawiona : ), ale widzę, że linki nie chcą zadziałać. Szkoda. Jest mi przykro, bo świetnie pasowały treścią i stanowiły super uzupełnienie. Może innym razem. Widać, ja nie mam do nich szczęścia.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones