Przyznam szczerze - nie przepadam za filmami o tańcu. Zniechęcają mnie zwłaszcza filmy o tańcu nowoczesnym, których ścieżkę dźwiękową wypełniają utwory hip-hopowe oraz popowe. Jednak filmu skupionego wokół tańca brzucha jak dotąd nie widziałem jeszcze żadnego, a że jest to według mojego oka jeden z atrakcyjniejszych tańców postanowiłem się skusić i obejrzeć "Marzenia Loli".
Film jest jak jego bohaterka - pogodny, sympatyczny i nieco naiwny. Chociaż fabuła podobna jest do wielu innych, jej optymizm zachęca do dalszego oglądania - bez większych emocji, bo dalszych losów bohaterki domyślamy się już od początku, ale z uśmiechem.
Niewiele potrafię powiedzieć o aktorstwie, ale właściwie wszyscy sprostali swoim zadaniom. Z racji odgrywania najciekawszej i najbardziej tajemniczej postaci filmu (chyba najciekawszy jego wątek) wyróżnia się Carmen Lebbos grająca Ismahan.
Wspomniałem że taniec brzucha mi się podoba, ale nie znaczy to, że interesuję się nim i cokolwiek na jego temat wiem. Występy naszej bohaterki nie wyglądają jednak jakoś szczególnie. W przeciwieństwie jednak do tanga, taniec brzucha nie jest stylem od którego oczekuje się jakichś wyszukanych figur. Grunt że tańce są estetyczne, a i muzyka do nich nie zgorsza (zwłaszcza tytułowe "Whatever Lola wants").
Film z gatunku lekkich i przyjemnych, a te mają tendencję do niezapadania w pamięć i nieskłaniania do większych refleksji. Obraz w sumie przeciętny, ale nie zniechęcam - drobna dawka optymizmu przyda się każdemu.
2/5