Pamiętam jak ten film oglądałem z 15 lat temu w nocy na TVN-ie, z czasów gdy ta stacja nie kojarzyła mi się tak jak teraz, czyli jako komercja i lewacka manipulacja. Pamiętam z tego filmu przede wszystkim trzy rzeczy: piękne ballady Cohena, postać młodego kowboja (granego przez Keitha Carradine'a) oraz ostatnią scenę. Reszta to już nie zabardzo mi się przypomina, ale mimo wszystko wiem, że dobrze się oglądało. Z chęcią bym sobie odświerzył, ale telewizja woli puszczać jakieś puste efekciarstwo i drętwe paradokumenty, a dobre i ciekawe kino jak na lekarstwo.