O książkach w tym stylu mówi się:"czytadło " a to jest właśnie takie przyjemne oglądadło. Żadnego związku ze starszymi tytułami, choć moim zdaniem inspiracją ewidentna: )
Ogólnie, jeśli ktoś szuka rozrywki na wieczór lub popołudnie to polecam nową "mumię ". Jest tu wszystko co potrzebne w typowej przygodówce fantasy . Jest wiele scen, które mocno rozbawią, sporo fajnych efektów i cała reszta wszystkiego. :)
Dobrze powiedziane. Co więcej, przecież sama mumia zagościła na ekranach ćwierć wieku po publikacji takiego właśnie 'czytadła' Brama Stockera ("Klejnot Siedmiu Gwiazd") chociaż film (1932) był w zasadzie Drakulą w egipskiej otoczce, a na ekranizacje "Klejnotu..." było czekać aż do 1971 roku. Ot, taka mała dygresja.
Natomiast co do związku ze starszymi tytułami, to jest tego całkiem sporo. Począwszy od cytatu na początku filmu, dobitnie nawiązującego do oryginału z 1932 roku, poprzez cały wątek romantyczny mumii i jej wybranego, również luźno nawiązujący do filmu z Borisem Karloffem. Ponadto przeniesienie akcji na tereny Wielkiej Brytanii przywodzi na myśl remake z Christopherem Lee z 1959 roku, a uczynienie tytułowego potwora kobietą, na upartego da się podpiąć pod "Krew Z Grobowca Mumii" z 1971.
No właśnie nie ma scen które mocno rozbawią chyba że ktoś wcześniej weźmie jakieś grzybki czy spali trawę w przeciwnym wypadku na śmiech bym nie liczył. Efekty owszem są, na nich się skupiono i to przy nich bohaterowie są statystami. A poza CGI nie ma niczego jakby to powiedział pan Kononowicz Krzysztof.
Co ty masz z tym CGI? W "Mumii" przecież go jest całkiem niewiele. Na dobrą sprawę tylko "doprawia" gdzie-niegdzie efekt, na przykład podwójne oczy Ahmanet, czy zgniłe części ciała zombie. Niemal wszystko polega na old-schoolowych, scenach kaskaderskich, dekoracjach i praktycznych efektach specjalnych. Nawet te zombie byli grani przez statystów. Sam Tom Cruise jest znany z wykonywania różnorodnych scen kaskaderskich osobiście, więc no tego...