Okej, porusza ważną tematykę, co do tego wszyscy się zgodzimy, mega potencjał, rola aktorów - w porządku. Ale jeśli chodzi o fabułę, a dokładniej o chłopaka...aż taką sierotką był, pozbawioną swojego zdania? Oczywiste jest, że Ruth go zdominowała, ale odnosimy wrażenie, że on cały czas kochał Kathy, a "tracił czas" na Ruth. Jak dla mnie bez sensu... Beznadziejny chłopak...