mówiąc językiem wędkarskim, mógłbym napisać, że też dałem się złapać na haczyk.
Ale to nie do końca prawda. Bo cenię tego reżysera mimo ewidentnych porażek n.p. "Antychryst" czy wcześniejszych "Idiotów" i świadomie poszedłem do kina. Ale już po kwadransie pożałowałem.
"Powalający" sposób prowadzenia akcji, te infantylne porównania z wędkowaniem, te dialogi od czapy, typu: jak ktoś ma skrzydła to może latać czy żeby zrobić omlet trzeba najpierw rozbić jajko. No poziom przedszkolny, głębia godna piaskownicy.
Mówiąc "wędkarsko": badziewie i banał.
Gdyby w Europie przyznawano nagrody "Maliny", mógłby z powodzeniem startować nieomal we wszystkich kategoriach.
I jedno z tego filmu jest smutne, to widoczna kondycja psychiczna reżysera, jego pesymizm i brak wiary, że jutro może być inaczej, lepiej.
Ale mam nadzieję, że otrząśnie się i znowu nakręci coś na poziomie chociażby "Melancholii".
Odradzam ten film.