NOC PEŁZACZY to esencja tandetnego horroru. Obraz Freda Dekkera jest świadomym filmowym kiczem i swoistym peanem na cześć kina spod znaku Eda Wooda.
Miło się tutaj ogląda nawiązania do PLANU 9 Z KOSMOSU, a uśmiech wzbudzają smaczki w postaci nazwisk bohaterów filmu: Raimi, Landis czy Cameron (coś wam to przypomina?!:)

Obraz Freda Dekkera nie wstydzi się szablonowych rozwiązań, słabych dialogów i chwilami kiepskiego aktorstwa.
Jasne jest tutaj kilka dobrych momentów i pare wręcz kapiotalnych rozwiązań (typu ożywiony przez kosmiczne robaki szkielet psychopatycznego mordercy spaceruje po kampusie z siekierą).
Fabuła filmu jest tak absurdalna, że aż śmieszna.
Ucieszyło mnie też smakowite nawiązanie do NOCY ŻWYWCH TRUPÓW Romero.

Mimo wszytskich tych zalet NOC PEŁZACZY to kino nei na każdy gust. Film w sumie jest bardzo kiczowaty, głupawy i zupełnie pozbawiony emocji.
Kilka smaczków i chęć zrobienia świadomego gniota nie wystarczy na dobry horror komediowy.
Zabrakło tu jednak inwencji, oryginalności i "intelektualnego błysku".
Nawiązanią , smaczki i żarty w NOCY PEŁZACZY to bardziej nieśmiałe ślizganie się po tafli lodu niż mistrzowski popis baletowy.

Na dłuższą metę film zwyczajnie nuży i pozostawia widza obojętnym aż po napisy końcowe...