Jestem pozytywnie zaskoczony, a najbardziej zaskoczyło mnie jak dużo jest niemieckiego ekspresjonizmu w filmie. Oprócz tego elementy takich rzeczy, jak Frankenstein, Nosferatu, a nawet odrobinka Siódmej Pieczęci. Miejscami było to tak, jakby David Lean ożenił się z Mary Shelley albo Murnau.