Zupełnie nie rozumiem tej nienawiść. Wyszłam z kina bardzo zadowolona, film świetnie zrobiony,
odnosi się do tematu, nie ma w nim tej wiecznej martyrologii jak w polskich filmach wojenny,
główni bohaterowie nie są pokazani jako herosi lecz normalni ludzie, wyważone sceny
humorystyczne pomieszane ze wzruszającymi, gorąco polecam.
Ludzie, z którymi wychodziłam z kina zarzucali filmowi, że nie pokazuje wojny. Nie zapoznali się z historią i oczekiwali biegania po froncie. + Byli oburzeni humorem w filmie wojennym...
Zależy czego się w tym filmie szukało. Clooney pokazał w "Good Night and Good Luck", że potrafi zrobić poważny film. I na to liczyłem idąc na "Obrońców...". Wstydu tutaj oczywiście nie ma. Grają świetni aktorzy, to co zrobili ludzie od scenografii jest wybitne (szczególnie gdy widać archiwalne zdjęcia na końcu filmu i można zauważyć, że odtwarzali wiernie całe lokalizacje), tyle że ten film się moim zdaniem sypie. Według mnie był dobry pomysł, który nie przełożył się na dobry scenariusz, bo niewiele tam się ciekawego dzieje. No i mnie po prostu strasznie irytują patetyczne amerykańskie dialogi, są dla mnie zwyczajnie nie do zniesienia. Ale jako rozrywka w fajnych dekoracjach - czemu nie. No i zasmucić może, że najcenniejszy obraz, jaki był w polskich zbiorach ("Portret młodzieńca") płonie w filmie.
Może temu że film jako wariacje na temat byłby znacznie wyżej oceniany przez widzów, niestety film ma tyle wspólnego z prawdą co pisanie o "polskich obozach koncentracyjnych" albo o tym że..."Polska rozpoczęła II Wojnę Światową". Tyle samo kradli, Niemcy i Rosjanie, tyle samo też dzieł sztuki odzyskanych przez Amerykanów po wojnie znalazło się w prywatnych zbiorach bogatych żydów np w Nowym Jorku. Gdzie tu nie ma pokazywania że jak zwykle oni są dobrymi chłopakami, walczącymi z całym złem świata jak prawdziwi herosi amerykańscy? Film sprawnie wyreżyserowany i zagrany, fabuła ma niewiele wspólnego, choćby z filmem dokumentalnym o tym co działo się z dziełami sztuki podczas obu wojen.