Trudno powiedzieć, że film jest kiepski. Nawet mnie wciągnął, głównie ze względu na rolę Throntona.
Coś mnie jednak w czasie seansu drażniło. Po słodko-łzawym zakończeniu filmu przypomniałem sobie, co Scarlet mówiła na początku o Monie. Jaka to była cudowna osoba, po prostu anioł. I tacy są wszyscy bohaterowie(?) tego filmu, pod warunkiem, że są trans lub homo.
Natomiast mężczyźni noszący spodnie i preferujący kobiety to z kolei co do jednego łajdacy (co najmniej).
Tylko dla szeryfa jest jeszcze szansa, bo w końcu się przekonuje co do powyższego (tzn. faceci hetero są wstrętni, a faceci homo nie wiadomo wspaniali) i jak Scarlet jeszcze nad nim trochę popracuje, sam zacznie nosić sukienkę :)