Wrył mi się w pamięć jako kwintesencja "francuskości" w sensie wdzięku i ładności życia codziennego, ciekawe czy dzisiaj by mi się spodobał.
Tak, to z cała pewnością kwintesencja francuskości w najlepszym wydaniu, w zachowaniach, w dialogach, w obrazach. Po 30 latach od nakręcenia nic nie traci. Szkoda tylko, ze już nie ma i nie będzie Rohmera, reżysera genialnego, który z pozornie błahych wydarzeń potrafił konstruować fascynujące historie.