Film nie jest przeznaczony dla fana horroru (jak widzę po tutejszych wpisach).
Okładka zupełnie nie pasuje do klimatu tego filmu. Sugeruje jakąś „teksańską masakrę”, której w filmie nie ma. Pojawia się obłęd, ale w pierwiastku „ludzkim” nie aż tak bardzo szkodliwy (poza kilkoma scenami). To znaczy, że przez pół filmu nikt nie lata z przeogromnie długachnym nożem, aby wymordować połowę ludzkości. Na szczęście nie ma także nocy żywych trupów (no może poza sugerowanymi scenami), co w mojej ocenie jest pozytywne. Gra aktorska, bez porywów, poprawna. Sceny rozbierane na szczęście brak, bo można by było zepsuć klimat 18-ką w stringach (owszem można by było popatrzeć, no ale akcja by ucierpiała, bo młoda jedyna walczy ze złem i takie tam).
Ponadto nie wiem czemu, w kilku opisach pojawia się słowo „Antarktyda” i mam nadzieję, że to tylko przejęzyczenie.
Niedosyt, tak owszem jak na niską budżetówkę (chyba). Przykłady: ekolog dociera prawie do wioski i brak kadru. Ostatnie sceny przed kliniką i… brak kadru. Tylko tupot białych mew.
Horror raczej to nie jest. Porównując z innymi obrazami, raczej s.f. (jak np. 4 stopień i in.)
Klimat, film ma. Pomijając wątki ekologiczne i że finał musi być straszny, napięcie rośnie (jeżeli nie oczekuje się końca z rozpamiętywaniem że będzie to i to, a mordercą jest x). Coś się dzieje, ale nie jest to akcja (i niepokój jej towarzyszący) nachalna. Owszem są niedopowiedzenia (o dwóch napisałem, jest ich więcej) ale od tego jest wyobraźnia, po drugie, po co? Czy to ważne czy on sam powstał, czy go coś wyniosło? Czynów heroicznych brak. Znaczy to, że udział biorą zwykli ludzie. Poza jednym, szefem, który prowadzi prawie toples wesołe rozmowy przy ognisku, pięć minut drogi od wioski.

Ocena 6/10