to nie jest film wojenny, ale raczej o postawie pojedyńczych żonierzy wobec bezszensownej dla nich wojny. Film równie dobrze może się rozgrywać w Afganistanie jak i Afryce Północnej czy w Iraku, wszędzie tam, gdzie polityka rzuciła żołnierzy w środek konfliktu, którego sensu nie rozumieją, i jest najzwyczajniej w świecie im obojętny. Podejrzewam, że w każdej z armii "niosących demokrację " 5000 km od domu podobne dylematy się zdarzają.