Wiadomo, aktorsko bardzo dobry, warsztatowo również. Ale czegoś mu wyraźnie brakuje. Lekko niespójny. Niektóre postacie w ogóle nieuzasadnione - co tam robiła postać Ala Pacino? Po co on tam w ogóle był? A co najgorsze, również postać Margot Robbie wydawała się niepotrzebna. Trzymać ją przez cały film, żeby na końcu użyć jej do (pozostawionego w domyśle) zapoznania Ricka z Polańskim? Bez sensu. Również końcówka zrobiona na komediową modłę mnie rozczarowała. Można było odejść od faktów i pokazać, że źli zostają ukarani, ale dlaczego Quentin zrobił to w konwencji groteski?
Mogło być znacznie lepiej. Tym niemniej dodaję jedną gwiazdkę za to, że to film Tarantino i wystawiam 7/10.
AL Pacino był po to aby uzasadnić końcowy twist. Bad guy always die. Ten film to nie tylko fabuła, akcja, to opowieść o tamtym świecie, którego już nie ma. I Margot Robbie pełni znaczącą rolę w tej opowieści.
Quentin nie zrobił tego w formie groteski, zrobił to po swojemu. I musiał to zrobić w taki właśnie sposób, bo inaczej opowieść nie trzymałaby się kupy. Tu chodzi o znaczenie przemocy w kinie.