PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=804561}

Pewnego razu... w Hollywood

Once Upon a Time ... in Hollywood
7,3 202 079
ocen
7,3 10 1 202079
7,7 61
ocen krytyków
Pewnego razu... w Hollywood
powrót do forum filmu Pewnego razu... w Hollywood

Przeciętnego niedzielnego widza nowy obraz Quentina Tarantino może znudzić. Tak, nie boję się użyć tego słowa: znudzić. To co jednak może wymęczyć przeciętnego widza będzie nie lada gratką dla wszelkich kinomanów i kinofilów. Efekt znużenia jednak nie bierze się z kosmosu. Pierwsze dwie godziny to leniwe zapoznawanie się z bohaterami. Podobny efekt Tarantino osiągnął w "Jackie Brown". Quentin daje nam czas na poznanie bohaterów i zżycie się z nimi. Ze sceny na scenę będziemy traktowali bohaterów jak naszych znajomych, przecież wiemy o nich już tak dużo. Ekspozycja postaci jest tu rozciągnięta do rozmiarów pełnometrażowego filmu. Tarantino nie uniknął tu też kilka prostych dłużyzn. Mamy tu sporo scen gdzie postacie jadą samochodem przez miasto lub po prostu idą. W ten sposób jednak reżyser daje nam jeszcze więcej czasu na spędzenia go z bohaterami oraz buduje nastrój. To co również może znudzić polskiego widza podczas seansu to nie wiedza na temat przemian w historii kina i telewizji od lat 50 aż do końcówki lat 60'. Tarantino sam się do tego odnosi w swoim filmie. Brak wiedzy na ten temat może skutecznie utrudnić odbiór filmu. Kinomani zaś w sekundę umiejscowią Ricka Daltona na miejscu Clinta Eastwooda. Co by jednak nie mówić o tempie akcji Tarantino pokazał swoim dziełem jak bardzo kocha kino. Ba, poza miłością pokazał on, że potrafi się kinem bawić. O ile we wcześniejszych filmach tego reżysera widz szukał co tam on nie "podkradł" od innych, tak tutaj Quentin zabawił się bardziej przemysłem filmowym, produkcją i techniczną stroną filmów. Jeśli mamy fragment serialu telewizyjnego obraz jest w proporcjach taśmy 16 mm, jeśli to film kinowy 45 mm. W "Pewnego razu... w Hollywood" zobaczymy fragmenty prawdziwego filmu, fikcyjnych, wymyślonych na potrzeby produkcji czy fantazje na temat prawdziwych filmów z postaciami z tego obrazu. Choć tutaj brzmi to niebywale i może przyprawić o mętlik to w filmie jest to serwowane umiejętnie i jak przystało na Tarantino ze smakiem. Dla wielu widzów może to być też okazja by zobaczyć jak kręcono seriale czy filmy. W jednej z lepszych scen w tym obrazie zobaczymy jak postać Leonardo DiCaprio radzi sobie z nieudaną sceną. Duble następują natychmiast, a widz jest dzięki temu w stanie zobaczyć jak wyglądało kręcenie filmów. Quentin coś podobnego zrobił w Pulp Fiction tłumacząc widzom oraz Vincentowi czym jest pilot serialu. Tarantino pokazuje też wszechstronną wiedzę na temat różnych produkcji, a jego kreatywność i wiedza objawiają się chociażby w stworzonych przez siebie fikcyjnych produkcjach i plakatach do nich. Tarantino skorzystał tutaj z tych dwóch atrybutów i tworzy tutaj np. western z Telly'm Savalas'em w reżyserii Joaquina Marchent'a. Ile osób by na coś takiego wpadło? Reżyser jest w stanie stworzyć nawet własne przewodniki filmowe specjalnie na potrzeby tego obrazu. Przeciętny widz może nawet nie posiadać wiedzy o takich podgatunkach jak eurospy. Ale nawet osoby o naprawdę szerokiej wiedzy filmowej (ja się do nich nie zaliczam) będą miały sporo kłopotów w znalezieniu wszystkich nawiązań i smaczków. O ile w scenie z "trzema George'ami" prawie każdy uśmiechnie się na nazwisko Pepprada, tak przypomnieć sobie kim był i w czym grał Maharis będzie problemem. Ja sam przyznam, że pierwszy raz usłyszałem to nazwisko właśnie tutaj. Amerykański widz będzie miał z tym prawdopodobnie mniejszy kłopot. Tarantino przypomina i odtwarza takie seriale jak: "Zielony szerszeń", "Lancer" czy "F.B.I.", a także "okleja" miasto całą masą plakatów i afiszami kin, które czasem dosłownie migają widzowi przed oczami. Przejdźmy jednak do analizy samego filmu. Film rozpoczyna się na początku lutego roku pańskiego 1969. W tym momencie Rick Dalton grany przez DiCaprio jest aktorem, którego kariera zawodowa znajduje się na równi pochyłej. Dalton kojarzony jest głównie z roli Jake Cahill'a. I choć wszyscy określają/określali go jako gwiazdę serialu Bounty Law tak teraz jego gwiazda błyszczy bardzo blado. I choć zagrał on w kilku innych westernach czy filmach wojennych (14 pięści McCluskey'a to prawie Parszywa dwunastka) to teraz zmuszony jest on przenosić się od jednego serialu do drugiego. Tylko, ze wyłącznie w epizodach i jako postacie negatywne. Już w jednej z pierwszych scen wyjaśnia to Rickowi i widzom Al Pacino jako Marvin Schwarz. W kilkunastu zdaniach nakreśla on widzowi z czym musiał się mierzyć aktor w tamtych latach. Z drugiej strony mamy Sharon Tate i Romana Polańskiego czyli jedne z najgorętszych nazwisk w ówczesnym świecie filmowym. Tate oraz Polański będą przez cały film w kontrapunkcie do historii Ricka oraz Cliff'a. I od teraz Tarantino da nam mnóstwo czasu na spędzenie czasu z bohaterami, kreśląc przy tym ich charaktery. Wiedza którą zdobędziemy na ich temat nie tylko pozwoli nam ich polubić ale przyda się również w dalszych częściach filmu. Brad Pitt i DiCaprio zagrali chyba najlepsze role w swoim życiu i to właśnie im reżyser poświęcił najwięcej ekranowego czasu to nie można pominąć świetnych postaci drugoplanowych. Jest to jednak słowo na wyrost gdyż te postacie występują tu w epizodach i na ekranie można je zobaczyć w jednej czy dwóch scenach. Jest tak m.in. z postaciami Bruca Lee, Steve McQueen'a, George'a Spahn'a czy rolami Kurta Russell'a, Zoe Bell, Ala Pacino czy Luke'a Perry'ego. Wszystkie te sceny są naprawdę dobre, niektóre wręcz genialne i charakteryzują się wyśmienitymi kreacjami aktorskimi. Nie znajdziemy tutaj też zbyt wiele charakterystycznych dla filmów Tarantino elokwentnych i trafiających w punkt monologów postaci. Oczywiście znajdziemy je, jak choćby w monologu Bruce'a Lee na temat walk, jednak ma się wrażenie, że nie są one tak zintensyfikowane. O ile postacie epizodyczne budowane są na dialogach, tak Rick i Cliff są budowani na podstawie różnych zachowań, postaw, przyzwyczajeń. Ich postacie zbudowane są na mocnym fundamencie. Nie są to wygadani gangsterzy z "Wściekłych psów" czy dziewczyny z "Death Proof". Rick i Cliff nie walczą ze sobą o palmę pierwszeństwa w byciu najbardziej wyszczekanym i elokwentnym gościem. To postacie wewnętrznie kruche, które mają w sobie ogromną ilość człowieczeństwa. DiCaprio pokazał tu swój kunszt aktorskim jak w żadnym innym filmie. Jego Rick Dalton to postać bardzo złożona. DiCaprio pokazał całą gammę emocji od smutku, żalu, rozgoryczenia do humoru i absolutnie "najlepszego aktorstwa jakie kiedykolwiek widziałem". Dalton to właściwie dwie postacie. Rick jako człowiek oraz Rick jako aktor. Nikt chyba nie posiada tak oddanego dublera jak Rick. Cliff jest postacią równie złożoną co Rick. To co najbardziej rzuca się w oczy to absolutne przywiązanie do swojego przyjaciela i lojalność. Jednak Cliff potrafi też pokazać pazur co niejednokrotnie udowadnia w filmie. Margot Robbie jako Sharon Tate to również wrażliwa osoba, które sukces nie przewrócił w głowie. Jednego wieczory imprezuje w rezydencji Playboy'a z Stevem McQueen'em i Mamą Cass a drugiego podwodzi przypadkową hipiskę. Wrażliwość i niepewność Sharon widać w scenie seansu "Wrecking Crew". Tate długo waha się czy w ogóle pójść na seansu, a następnie z przejęciem oczekuje reakcji publiczności na własny występ. Nasi protagoniści mają swoje ludzkie słabości i popadają w kryzysy. W "Pewnego razu..." dostaniemy najbardziej ludzkie i głębokie postacie spośród wszystkich filmów Quentina. Jednak Tarantino nie był by sobą gdyby nie umieścił w swoim najnowszym dziele charakterystycznych dla całej swojej twórczości elementów. Nie zdziwi nikogo nagły wybuchów przemocy, ale dziwi już kontekst. Quentin sam sobie robi przyjemność i umieszcza w filmie zbliżenie kobiecych stóp. Sa też podteksty seksualne czy popularne zwłaszcza w ostatnich filmach reżysera ataki na jądra(Bękarty wojny, Django, Nienawistna ósemka), sceny w restauracjach i wiele wiele innych nawiązań. Tarantino wciąż potrafi zaskoczyć widza. To co niespotykane u tego amerykańskiego twórcy to łamanie czwartej ściany. Tarantino robi to jednak bardzo subtelnie. Odbicie Rick'a w lustrze, który prowadzi monolog w swojej przyczepie wydaje się mówić do widza, ale nie jest to bezpośredni zwrot do nas. Nie należy się jednak tutaj spodziewać nagłej rewolucji i zwrotu o 180 stopni. To wciąż stary dobry Tarantino tylko dojrzalszy. Ta dojrzałość objawia się zarówno w historii i prowadzeniu akcji jak i technicznej stronie filmu. Tarantino wciąż jednak świetnie bawi się z widzem serwując mu prawdziwą huśtawkę nastrojów. Reżyser przeplata tu humor, strach, wzruszenie itd. Przeplatanie krwawych lub pełnych napięcia scen z humorem po przecież jego znak firmowy. Prawdziwą szaloną karuzelę emocji Tarantino dostarcza nam dopiero w finale, który wyciśnie z widza wszystkie emocjonalne soki. Tarantino w świetny sposób buduje i rozładowuje napięcie. Widać to dobrze w scenie przybycia Cliff'a na ranczo Spahn'a. Początkowo widz nie jest pewnie czego można się spodziewać, co się wydarzy i czy w ogóle wydarzy. Z każdą chwilą napięcie coraz bardziej rośnie. A widz i Cliff mają coraz większe poczucie zagrożenia i osaczenia. To uczucie potęguje niemal horrorowa muzyka w tle. Tarantino potrafi jednak w charakterystyczny sposób rozładować to napięcie w postaci rozmowy Cliff'a ze Spahn'em by chwilę później zaserwować nam wybuch przemocy, znów przejść do humoru by za chwilę znów rozładować napięcie. Pod tym względem widz nie ma szans się znudzić. Film można rozpatrywać na wielu płaszczyznach. Można go rozpatrywać jako satyrę na Hollywood A.D. 1969 i cały przemysł filmowy, jako leniwe buddy movies czy jako zabawę kinem z licznym wyłapywaniem nawiązań. Tarantino odniósł się też tutaj do kwestii, która dotykała go przez całą jego karierę zawodową. Wielu krytyków filmowych i nie tylko zarzucało mu nadmierne epatowanie przemocą. Zarzucano mu to, że jego filmy demoralizują młodzież. Tarantino wkłada tutaj kij w mrowisko. Wkłada on w usta bohaterki to co chyba sam chciał zawsze powiedzieć. W filmie będzie się to odnosić do lat 50' i 60' ale tak samo można to przełożyć na współczesne czasy. Jedna z bohaterek mówi, że to telewizja karmi nas przemocą. Prawie każdy serial opiera się na morderstwach. Ludzie wchłaniają to od lat więc nie ma się co zatem dziwić, ze ludzie mordują. Z tym, ze Tarantino wkłada to w usta członkini bandy Manson'a, która te wnioski wyciągnęła podczas kwasowego tripu. Jedni będą mówili, że ta postać ma absolutną rację, inni zaś, ze do morderstwa popycha nie przemoc w kinie i telewizji ale podatność na wpływy innych i brak wykształconego kręgosłupa moralnego. Nad całym filmem unosi się atmosfera nostalgii i tęsknotą za dawnymi czasami, które już nie wrócą. Tą nostalgię widać w niemal każdym kadrze przez co ciężko było Tarantino pozbyć się choćby fragmentu swojego filmu i trwa on 160 minut. O ile wysiedzenie takiego czasu w kinie, choćby ze względu na niewygodne siedzenia może być męczące tak już oglądanie tego filmy w zaciszu domowym będzie samą przyjemnością. Zarówno Tarantino pracując nad swoim dziełem tak i widz będzie chłonął klimat tych lat samym sobą. Poczucie tęsknoty potęguje muzyka. Równie powolna jak cały film ale bardzo esencjonalna i emocjonalna. Piosenki płyną w tle i umilają czas i budują klimat. Tarantino zrobił film dla siebie. Taki jaki zawsze chciał zrobić i chciał oglądać. Nigdzie mu się nie spieszy, nie próbuje niczego udowodnić, nie chce się wpasować w jakiś szablon czy schemat. Quentin był niepokornym twórcą już od swojego debiutu jednak z ostatnimi filmami ma się wrażenie jakby starała się trafić do jak największego grona odbiorców. Były to prawdopodobnie spowodowane różny naciskami ze strony braci Weinstein. Zmiana producentów wyszła Quentinowi raczej na dobre. "Nowy" Tarantino zdaje się mówić "albo oglądasz film na moich zasadach i w tempie jakie ja ustalam albo w ogóle się do niego nie zabieraj". Tarantino w "Pewnego razu... w Hollywood" pokazał jak bardzo kocha kino. My zaś powinniśmy kochać go za to, że jest częścią tego świata.

QTJacques

Dziekuje Ci za ten referat! Wielki szacunek. Chciałbym tak to opisać, ale bym nie potrafil :) Jest to najlepszy i najbardziej merytoryczny opis w całej sekcji komentarzy :) Pozdrawiam. Powinieneś pisać recenzje, zawodowo!

ocenił(a) film na 8
mateos8

Wielkie dzięki za te słowa :D

QTJacques

Zatrzymałem się na "znudzić", dzielny użytkowniku. Odwagę Twą aż trudno opisać.
A poważnie, na Twoim oddziale pozwalają na korzystanie z komputera czy telefonu?

ocenił(a) film na 6
NieMamSwojegoZdania

Popieram. Film przegadany i nużący.

ocenił(a) film na 8
pyrsson

A jaki miał być ten film? Prześpiewany? To nie jest jakaś bajka Disneya, to jest film.

Heller1304

Filmy są rożne jakbyś nie wiedział. Nie każdy jest przegadany.

ocenił(a) film na 8
forek23

Oceniłeś film na 7? Podobał ci się? To się nie wpieprzaj. Chyba, że pomyliłeś osobę, do której chciałeś się przypieprzyć.

Heller1304

Zadałeś głupie pytanie. Jaki miał być ten film, prześpiewany? Napisałem ci - filmy są różne. Ahoj.

Heller1304

A ty co taki agresywny?? Zwał konia jak za duże ciśnienie, się będzie wyzywał że jest przegrywam życiowym, znalazłes sobie ratunek na filmweb??

Heller1304

I jeszcze ten twój opis na głównej w profilu... Hahaha szkoda ze cie nie mogę spotkać na żywo, byś Clinta zamienił na Barbie...

ocenił(a) film na 5
mateos8

Fakt, taki elaborat spłodzić celem obrony przegranej na wszystkich polach bitwy, to facet faktycznie musi być koneserem kina i zasługuje na wielki szacun.

ocenił(a) film na 8
shogun44

XD Wesołych Świat "facet" :D

ocenił(a) film na 9
QTJacques

Również dziękuję za tą piękną wypowiedź, zupełnie inną od całej reszty bezwartościowych. Wykazałeś się inteligencją oraz pokazałeś, że wiesz, co chcesz powiedzieć :)

ocenił(a) film na 10
QTJacques

Dlaczego zatem ocena 8? Arcydzieło ma wiele twarzy i uważam, że ten film również ją pokazał. Czego Ci zabrakło do 9? Albo 10?

ocenił(a) film na 8
StAnger

Wydaje mi się, że przy tej całej mojej wypowiedzi punktowa ocena ma jakieś marginalne znaczenie.

ocenił(a) film na 8
QTJacques

Czapki z głów za ten wpis

ocenił(a) film na 8
QTJacques

Brawo za opowieść o filmie. Nie zgodzę się jednak, że "Dalton to Eastwood". Clint po filmach u Sergio Leone dopiero się rozkręcał

ocenił(a) film na 8
Hondziarz15

Racja, dla Daltona wyjazd do Włoch to było odbudowanie kariery, dla Eastwooda granie u Leona to prawdziwa katapulta.

ocenił(a) film na 9
Hondziarz15

Może i się rozkrecał, ale był już przed 40tką, a jego największym sukcesem był serial.

ocenił(a) film na 9
Hondziarz15

poza tym Eastwood gral we wloskich westernach ponad dekade wczesniej. Polanski pewnie byl jeszcze w szkole filmowej. Mysle ze Tarantino po prostu bral takie znane fakty z roznych zrodel ale raczej nie chcial przestawiac jego postaci jako kogos konkretnego z rzeczywistosci

ocenił(a) film na 8
pinang

Jak ponad dekadę wcześniej? Chyba mam jakieś braki bo Eastwood zagrał po raz pierwszy u Leone w "Za garść dolarów" czyli w 1964 roku, czyli 5 lat przed akcją filmu. A w 1964 roku Polański był prawdopodobnie zajęty już kręceniem "Wstrętu". Faktycznie Eastwood to nie jest Dalton chodziło mi o to, że Eastwood przed dolarową trylogią był kojarzony z serialem "Rawhide", jak Dalton z serialem "Bounty Law".

ocenił(a) film na 9
QTJacques

sorry, faktycznie to mi sie jakos dekady pomylily

ocenił(a) film na 9
QTJacques

Well done, buddy! Chapeau bas!

ocenił(a) film na 9
QTJacques

Well done, buddy! Chapeau bas!

ocenił(a) film na 9
QTJacques

Gratuluję, świetna notka.

ocenił(a) film na 10
QTJacques

Ja wyłapałem w filmie też postacie z innych jego filmów i miejsca np bar El Coyotee, Antonio Margaretti który w Bekartach był twórcą filmowym z okresu wojny a tu z również twórcą lecz już z lat przedstawianych w filmie.. Muszę jeszcze z 3 razy obejrzeć aby wyłapać więcej :-)

ocenił(a) film na 8
metmaan

El Coyote to prawdziwy bar gdzie swój ostatni posiłek zjadła Sharon Tate i reszta. Wspomniany Antonio Margheriti czy Bruno Corbucci to prawdziwi włoscy reżyserzy. Do fikcyjnego filmu z Daltonem "Operazione Dyn-o-mite" użyto zdjęć z filmu Bersaglio mobile z 1967. Znajdziemy też tu nawiązania do Sokoła maltańskiego czy Tess oraz wiele więcej.

ocenił(a) film na 8
QTJacques

edit: oczywiście chodziło o Sergio Corbucci'ego

QTJacques

Świetnie napisane, zgadzam się w 98% :)
uwaga spoiler!
ja bym dodał że jak to u Quentina sporo się dzieje w nawiązaniu do jego uniwersum;) jestem po jednym seansie ale coś tam zanotowałem:
- wygląd kina gdzie idzie Sharon i ładowanie do nazistów z balkonu: Bękarty wojny
- dosiadanie konia i galop Texa ( i tak nie zdążył;) oraz rozrywanie przez psa : Django
- ujęcia z tylnego siedzenia auta: Pulp Fiction
- ujęcia nóg i walizek z lotniska: Jackie Brown
- ujęcie Pussy przy samochodzie i potem stópki na desce rozdzielczej: Death Proof
- Bruce Lee uczący Sharon: trochę naciągane ale Kill Bill
- sceneria z planu filmowego i sposób dialogów nieco jak w teatrze : Nienawistna ósemka
- ogólny rozpie..ol z hipisami na końcu: trochę Planet Terror, trochę Natural Born Killers
co myślicie? :)

ponadto zwrócileś uwagę na tekst bandy Mansona na końcu: "zabijmy tych którzy nauczyli nas zabijać", uważam, że nie tyle ma się do aktorów co do prawdziwych bandy Mansona...to prawdziwi ludzie a nie role w filmie uczą nas od wieków zabijać...tuostatecznie sami się zabili przy udziale Cliffa;). reżyser tym samym ośmiesza niedoszłych zabójców i pokazuje, że zło należy wymazać a w hollywoodzie przecież możliwe jest wszystko... niestety rzeczywistość bywa inna i brutalna ...

ocenił(a) film na 9
QTJacques

Całkowicie się zgadzam z tobą. Wspaniały esej na temat tego filmu i niestety prawdą jest, że wiele czynników może stać na przeszkodzie dla „przeciętnego widza”, aby zrozumiał i docenił to dzieło.

Ja bym tylko jeszcze dodała tutaj metatekstualność, bo po drugim seansie widzę jeszcze wyraźniej wszystkie odniesienia Tarantino do jego własnych filmu i swojego tzw. uniwersum.

ocenił(a) film na 5
QTJacques

Zgadzam się. Tyle że to wystarcza, żeby nazwać ten film nudnawym odgrzewanym kotletem.

ocenił(a) film na 9
QTJacques

Dzięki wielkie za Twoją wypowiedź, naprawdę w punkt! Wielki szacun! Muszę dodać, że na seansie nie nudziłam się nawet przez sekundę, ten film mnie wchłonął jak gąbka wodę.

ocenił(a) film na 7
QTJacques

Co za stek bzdur. Taśma filmowa 45mm? Nigdy o takiej nie słyszałem. Sugestię, że w postaci DiCaprio doświadczony widz ujrzy Eastwooda pominę milczeniem. Pewnego razu w Hollywood jest nudne, bo wszystkie te "smaczki", którymi próbujesz uszlachetnić film, to tak naprawdę tylko bezwartościowy szum, w którym pławi się Tarantino, z nieustannie rozproszoną uwagą, jak dzieciak, który biega po sklepie z zabawkami od półki do półki. Żaden element nie jest tu niczym więcej niż ornamentem, dodatkiem, zamiast służyć narracji i treści jedynie wali serią ciekawostek, jak to kiedyś mogło wyglądać. Nie jest w tym ani wiernym przedstawieniem branży, ani pieczołowitym (każdy z minimalnym doświadczeniem pracy na planie telewizyjnym lub filmowym zauważy skróty myślowe tarantino oraz luki), a raczej fantazją, bajką chłopca śniącego o Hollywood. Łuk narracyjny Ricka Daltona jest do tego błazeńsko płytki, nierozwinięty, zwłaszcza w zestawieniu z arcydziełami kina o krytycznym momencie w karierze aktorów, które faktycznie zgłębiają ten temat. Cała struktura filmu jest nieporadna, brakuje jej kształtu i ostrzejszej krawędzi - zamiast tego pojawiają się epizody, które czasem są fajne, nawet jeśli opierają się na taniej, łatwej satysfakcji (jak fragment z Brucem Lee dostającym lańsko) albo takie, które powinny zostać na stole w montażowni (Pacino w kinie, żenujące sceny z wygadanym dzieckiem, które poucza Ricka). Niedzielnym widzem nie jestem, staram się obejrzeć chociaż kilka filmów dziennie, nawet jeśli większość tylko powtarzam, ale film Tarantino mnie głównie nudził. Nie do wiary, co?

ocenił(a) film na 8
M0RiARTY

Faktycznie błędnie podałem szerokość taśmy filmowej. Oczywiście Dalton to nie jest jeden do jeden Eastwood, ale znajdziemy też podobieństwa. Co do reszty Twojej wypowiedzi to już kwestia gustu. Co dla jednych będzie "bezwartościowym szumem" dla innych będzie dobrą zabawą.

QTJacques

OTJacques. Z tą taśmą 45 mm. Nie ma to jak bycie UWAŻNYM widzem, nie?

ocenił(a) film na 4
M0RiARTY

Też jestem tego zdania.

ocenił(a) film na 3
M0RiARTY

Mam dokładnie takie same odczucia.

Film może być dosłownie przeładowany nawiązaniami, zagraniami reżyserskimi, rozwijaniem postaci itp ale bez dobrej historii będzie niczym. I tutaj tak właśnie jest. Alternatywna historia poprzedzona ponad 2godzinnym zapoznawaniem się z postaciami. Po prostu genialne.

ocenił(a) film na 8
M0RiARTY

"fantazja, bajka chłopca śniącego o Hollywood" - Słuszne spostrzeżenie, to JEST bajka. Dlatego nazywa się "Once upon a time...". To celowy zabieg reżysera, a nie niedociągnięcie, a wadą może stać się dopiero subiektywnie.

ocenił(a) film na 5
M0RiARTY

Zgadzam się z tobą w 100 procentach Moriarty !! I lepiej bym nie opisał mojego rozczarowania. A ten esej kolegi z góry jest równie naciągnięty jak cały ten film... Podam przyklad! :
Cytat: Prawdziwą szaloną karuzelę emocji Tarantino dostarcza nam dopiero w finale, który wyciśnie z widza wszystkie emocjonalne soki.

No naprawdę? Ta żałosna scena gdzie banda dzieciaków zakrada się do domu i szantażuje Cliffa że go zabije ma tutaj z kogoś wycisnąć EMOCJONALNE SOKI? Przeciez to jest tak z dupy i wyrwane z kontekstu... to ma w ogóle wywołać jakieś emocje? Mam wrażenie że jakby tam wszedl bobas w pielusze z giwerą co byłoby dla mnie podobnie spójne względem całości filmu, ten QTJacques jeszcze bardziej by się tutaj zachwycał geniuszem filmu i dorzucił jeszcze kilka linijek mętnego wywodu... Film to pomyłka a Tarantino chyba wypalił mozg trawą i cofną się do poziomu tego dziecka z klepu latającego od półki do półki... Ale geniusz to to nie jest... Zastanawiam się tylko jak to się stało że Pitt i DiCaprio wzięli w tym udział.. i zastanawiam się jeszcze bardziej do czego służy rola Ale Pacino w filmie? Równie dobrze mogłoby nie tylko jego ale wszystkich scen w których byl zupełnie nie być i nic by to nie zmieniło..

ocenił(a) film na 5
M0RiARTY

tak, tak, tak!

ocenił(a) film na 5
M0RiARTY

trafiony zatopiony. Moje odczucia idealnie ubrane w słowa. Chapeu bas!
Dodatkowo bardzo rozczarował mnie wątek rzekomego zabójstwa żony przez Bootha. Spodziewał bym się, że TAKI wątek zostanie choć trochę rozwinięty. Tu sprowadza się on właściwie do żenującego komunikatu zza kadru: "słuchajcie matoły, teraz się skupcie: Cliff jest tajemniczym gościem z tajemniczą przeszłością". Dlatego za absurdalną uważam tezę pierwotnego komentarza, że mamy tu budowanie postaci na poziomie Jackie Brown. No nie mamy.

użytkownik usunięty
M0RiARTY

Podzielam Twoje zdanie w 100% i nie zgadzam się żeby ktokolwiek nazywał mnie niedzielnym widzem. Nie muszę się chwalić ile oglądam filmów, wystarczy że w końcu wybrałem się na ten film. Dla mnie jest to najsłabszy film Tarantino jaki widziałem i żadne ozdobniki go nie uratowały. Szkoda mi tylko Pitt'a że musiał mniej mówić i grać od di Caprio, uważam go za dużo lepszego aktora. Pozdrawiam.

M0RiARTY

Ja ci wierzę, trafnie podsumowałeś.

ocenił(a) film na 4
M0RiARTY

Przez cały seans zastanawiałam się (mój mąż również) do czego ten film zmierza,jaki jest jego cel, poza znudzeniem widza tym, co inni nazywają tak pięknie smaczkami :D Szum. Słusznie. Nie jest przypadkiem tak, ze skoro zmarnowalismy 2h to wolimy jakos sie usprawiedliwic i dlatego szukamy głębi gam, gdzie jej nie ma?
SPOILER:
Końcowe danie zaserwowane, zeby dac widzom po uszach i oczach tez nie wiem czemu miało służyć. Pierwszy raz musialam zamknac oczy, ba, nie chcialam nawet tego sluchac. Zloty glob za komedię, to tak przewrotnie?

ocenił(a) film na 8
Nathalie_Gile_Art

Faktycznie gdyby podejść do filmu bez znajomości kontekstu to film nie zmierza w jakimś konkretnym kierunku. Ale jeśli zna się ów kontekst to film zmierza do 8 sierpnia 1969 roku. Oczywiście Quentin mógł przedstawić wydarzenia tylko z tego dnia ale tego nie zrobił. Znaczy zrobił ale po swojemu. A po co są pierwsze 2 godziny filmu? Żeby zbudować klimat i nastrój oraz przedstawić bohaterów, tak aby ich polubić i martwić się o nich w końcówce. Gdyby nie było tego 2 godzinnego wprowadzenia postaci w końcówce byli by oni nam obojętni. A jeszcze w kwestii zmierzania do jakiegoś celu to czy bohaterowie takich filmów jak Amerykańskie graffiti czy Uczniowska balanga zmierzają w jakimś celu?

ocenił(a) film na 4
QTJacques

Tak, oczywiscie, mozna powiedziec ze to przewrotne, iz nie chodziło o zabójstwo Sharon Tate. Kontekst byl akurat oczywisty. Co nie znaczy ze film dzięki temu nabiera znaczenia i celowości. Poza nabraniem widza. Akurat ten jeden.motyw się broni,bo rodzi pytania co by bylo gdyby... Niestety zbrodnia została pokazana, nawet jak na Tarantino, zbyt brutalnie, niby przerysowana, a jednak, mam wrazenie, iz nie wystarczy krzyczec na cale gardło, by coś bylo mrugnięciem oka w stronę lubiącego krew widza.
Czasami filmy nie musza mieć przesłania. Bywa, że bronią się samą formą. Zgadzam się. Tak tez moze byc.
Natomiast czy bohaterowie wzbudzili we mnie sympatię? Nie bardzo. Raczej pokazali, ze ich życie jest dość puste i w sumie nudne. Ale moze na tym mial polegać majstersztyk filmu-stać sie tak samo nieciekawym jak zycie glownych bohaterow? ;)

ocenił(a) film na 8
Nathalie_Gile_Art

Czy było zbyt brutalne to już kwestia gustu ale wydaje mi się że z wszystkich 9 filmów Tarantino tylko Jackie Brown było mniej brutalne. A jeśli bohaterowie nie przypadli Ci do gustu to najwyraźniej Tarantino zawiódł w tej kwestii.

ocenił(a) film na 4
QTJacques

Moze odczucie przesadnej brutalnosci wynikalo z tego, ze film nie obfitowal w tego typu sceny od początku? Nie odczulam jednak katharsis dzięki ostatniej scenie. Mam takie podskorne wrazenie ze jednak np.w Kill Billu te zbrodnie były jakos zgrabnie wplecione w fabulę i konieczne. A tu nie mam pewności. Jezeli chodziło o zszokowanie widza. To się udało. Tylko czy sam szok cos wnosi? Aczkolwiek. Na plus filmu. Pomyslalam: Ja to jednak mam świetne życie :D

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
QTJacques

Dlaczego w tym swoim laboracie bredzisz, że ten film znudzi przeciętnego widza? Dla mnie właśnie Ty jesteś przeciętnym widzem plus cała paleta wyjątkowo banalnych środków stylistycznych. Właśnie dla takich przeciętniaków jak Ty, powstał ten film.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones