W poprzednich częściach na pierwszym planie była przygoda, której towarzyszyła garść aktorów i wpadająca w ucho muzyka.W najnowszej części serii przygoda zeszła na bardzo odległy plan a na pierwszy wysunęli się aktorzy. W szczególności Jack, który jest cieniem samego siebie, kiedyś śmieszny pirat, który potrafił w inteligentny sposób wyjść z każdej sytuacji dziś żałosny, irytujący oraz na siłę próbujący być śmieszny pijak. Niestety największa gwiazda całej serii od jakiegoś czasu się stacza. Muzyka jest poprawna, lecz nie zapada w pamięć. Po tym filmie mogę stwierdzić, że Paul Cameron robi dobre zdjęcia, lecz nie dorównuje on Wolskiemu, który swoimi ujęciami w jakiś sposób ukształtował całą serię.
W filmie jest kilka naprawdę dobrych scen, lecz są one tłumione przez wiele innych. Naiwne sceny rozmowy Willa z synem, ciągnięcie budynku przez konie czy ślub Jacka to tylko kilka z nich.
Podsumowując film nie wyszedł tragicznie, lecz na tle innych części serii pozostawia wiele do życzenia. Jako fan serii się zawiodłem, ale mam nadzieję, że następne filmy o piratach i kapitanie Jacku przywrócą serii dawną chwałę.

Ktoś liczył ile razy w filmie Salazar wypowiedział "Jack Sparrow"? :)