mianowicie że to jakieś widowiskowe i barwne kino przygodowe rodem z powieści Juliusza
Verne, a jest zupełnie inaczej... dziwne robi filmy ten Wes Anderson, w sumie mam takie
same odczucia jak po "Royal Tennenbaums" - czyli trochę mnie wynudził, trochę zabawił,
trochę zaintrygował sposobem realizacji, ot takie niecodzienne jak na amerykańskie
standardy (i chyba też nie do końca udane) kino. Ni to komedia, ni dramat, ni przygodowy,
raczej chyba specyficzny film obyczajowy. Z aktorów podobali mi się tylko Dafoe i Goldblum,
reszta jakoś tak mdle, nawet Murray. Na plus ścieżka dźwiękowa, efekty wizualne oraz
niektóre ujęcia kamery, ogólnie tak sobie, w sumie opowiastka nie wiadomo o czym i
średnio absorbująca.