Niezaprzeczalnie piękny obraz, prawdziwy koncert spojrzeń i gestów, ale to nie estetyka filmu tak mnie urzekła. Dla mnie, jako kobiety najważniejsze w tym filmie jest niezwykłe siostrzeństwo kobiet, mimo surowej i poddanej konwenansom matki, młode kobiety udzielają sobie wsparcia ponad podziałami społecznymi- mimo spętania konwenansem, mimo przymusu do niechcianego związku, niechcianej ciąży...
Bohaterki filmu próbują odnaleźć drogę do wolności w wymiarze przynajmniej duchowym, w otwarciu na sztukę, na piękno, na uczucia. Czasy niesprzyjające kobiecej emancypacji, malarka która podpisuje swoje obrazy imieniem ojca malarza...Po przepięknej scenie w której widzimy jakie odczucia na twarzy bohaterki budzi imponujący koncert " Czterech pór roku" Vivaldiego w Mediolanie, na koniec obrazu brzmią głosy bretońskich prostych kobiet śpiewających tradycyjne pieśni w porywającym chórze głosów..." vrai art" ...