Nigdy nie rozumiałem ludzi, którzy się tak bardzo zachwycają tym filmem. A tak na serio, to przyznam, że do "Pretty Woman" próbowałem się przekonać kilka razy i niestety żadna powtórka nie spowodowała u mnie pozytywnej opinii. Co jak co, ale dla mnie ten film jest po prostu niestrawny.
Fabuła jest banalna i przewidywalna, już od pierwszej minuty filmu. Ludzie tak bardzo wychwalają ten cały oryginalny, scenariusz, a w rzeczywistości taką historyjkę mogliśmy już widzieć wcześniej miliony razy. To jest niczym zlepek "My Fair Lady" czy "Kopciuszka", z którego powstało jakieś monstrum. Główna bohaterka jest irytująca i głupia (bo jak tu nie odróżnić trzech prostych widelców?). Roberts ciągle się uśmiecha bez powodu i wykonuje nieśmieszne gagi (to jej "kibicowanie" na wyścigach konnych jest niby śmieszne!?). To jak przeżywa, fakt że sklepikarka ze sklepu odzieżowego nie chce jej obsłużyć wywołało u mnie śmiech (może to dla tego, że jestem facetem, który nie wie, jakie kobieta ma problemy). Gere z kolei tak gra, że czuć od niego woń nijakości. Ciągle się pokazuje na ekranie z tą twarzą, jakby cierpiał na depresję i próbował to ukryć uśmieszkiem.
W całym tym filmie najbardziej mnie odpychała ta na siłę przesłodzona atmosfera, która mocno razi w oczy. Tej słodkości było tyle, ze aż mnie mdliło. Jedyne co mi się podobało, to ta piosenka Roy'a Orbisona (nawet w najgorszym filmie przyjemnie się jej słucha) i ładne sukienki, które całkiem, całkiem leżą na Roberts. No niestety, ale jak dla mnie zbyt naiwny, ckliwy i przewidywalny.
Moim zdaniem - porażka. 3/10
Myślałem, że tylko ja tego gówna nie znoszę ;) Racja - tragiczny scenariusz, przesłodzona do bólu atmosfera, irytująca Roberts (za co ta nominacja do Oscara?), bezpłciowy i nijaki Gere. Mało który film tak mnie irytuje :P