Może wstyd się przyznać, ale film "Przeminęło z wiatrem" obejrzałam po raz pierwszy dopiero teraz. Dużo o nim słyszałam i w końcu stwierdziłam, że ja też muszę go zobaczyć i wyrobić sobie opinię. Fantastyczna historia, poruszyła moje serce. Pewnie jak większość Pań byłam zachwycona piękną historią miłosną Scarlett O'Hary i Rhetta Butlera, a Clark Gable w roli Rhetta był boski. ;) Z jednej strony trochę żałuję, że ta historia nie skończyła się happy endem, jednak z drugiej myślę, że właśnie dzięki takiemu zakończeniu ten film ma swój niepowtarzalny urok i nie jest banalny.
Ja też obejrzałam ten film niedawno. Końcówka zwaliła mnie z nóg. Uwielbiam "niedokończone" historie w których to odbiorca może wymyślić dalsze zakończenie. Niesamowicie podobała mi się miłość Scarlett do ziemi. Tara, Tara, Tara...
a ja nie dostrzegam wcale uroku zakończenia i jest dola mnie dziwnie ucięte po prostu, nie lubię tak. no ale mam tylko nadzieję, że ona tam szybciutko wróciła, coś sobie wymyśliła i go ściągnęła do Tary. inaczej być nie mogło, prawda?
Podobno jest serial opowiadający o dalszych losach. Ale czyż nie lepiej samemu to sobie wyobrazić?
wiesz co, szczerze, kiedy zabierałam się do tego filmu, to miałam jakieś migawki z przeszłości, z dzieciństwa - moja Mama bardzo go lubi, na pewno go oglądałam wcześniej, ale nie pamiętałam całej fabuł. Kojarzyłam jakąś córeczkę, urodzenie dziecka przez cesarskie cięcie bez znieczulenia w burzy, wyścigi konne.
Nic z tego nie pojawiło się w 'Gone...' i byłam co najmniej skonsternowana. I tutaj Mama wyprowadziła mnie z błędu - owszem, widziałyśmy kiedyś film, ale oglądałam z nią też ten serial !!!
Dlatego mi się pokręciło, ale teraz już za serial się nie zabieram, film to jednak film i na pewno jest najlepszy. :)
Mi też właśnie kojarzyła się córeczka, ale ta co spadła z konia... Przed obejrzeniem całkiem inaczej sobie jednak to wszystko wyobrażałam.
no właśnie, miałam kompletnie inne wyobrażenie co do fabuły filmu, szczególnie drugiej jego połowy. :)
Ja za to w ogóle nie pamiętałam pierwszej. :) Tylko minki Scarlett, ten ich dom, śmierć dziecka...
Jest serial - średni przyznam, jest też książka Aleksandry Ripley, na podstawie której ten serial nakręcono.
To zależy, osobiście książka przypadła mi do gustu dużo bardziej niż serial. Timothy Dalton w roli Rhetta wypadł w miarę ok (biorąc pod uwagę, że nikt nie pobije Clarka Gable'a), ale już Joanne Whalley w roli Scarlett to dla mnie porażka. Tak więc jak już, to książka;), bo ta jest w miarę udaną kontynuacją.
Też właśnie niedawno zobaczyłam ten film. Dla mnie był niesamowity, a zakończenie trochę mnie zaskoczyło bo naprawdę lubię "happy endy", ale słyszałam że jest serial pt."Scarlett" z 1994 roku który jest kontynuacją tego wspaniałego filmu, z tymże aktorzy nie są tak urokliwi :(
Czytałam kawałek drugiej części Przeminęło z Wiatrem, oczywiście napisanej przez innego autora, to Rhett i Scarlett spotykają się przy łożu śmierci na którym leży Mammy. Scarlett próbuje odzyskać jego miłość jednak on ją nadal odtrąca.. co było dalej nie wiem, bo jakoś niefortunnie przerwałam czytanie, ale po kolejnym dzisiejszym seansie (jeny, już sama nie wiem ile razy oglądałam ten film, na pewno ponad 5), mam zamiar dokończyć ; )
Ten serial Scarlett jest na youtubie w wersji angielskiej, oglądałam może 2 odcinki, ale niestety nie potrafię się przekonać do tych aktorów, dlatego wolę przeczytać książkę i wyobrazić sobie ich takich, jacy byli w oryginale :D
Myślę, że Vivien Leigh i Clark Gable byli doskonali w tych rolach i chyba już nie znajdą się aktorzy którzy mogliby się z nimi równać.
No dokładnie. Szkoda, że Margaret nigdy nie napisała drugiej części, a Vivien i Clark nigdy w niej nie zagrali... ahh ; )
Z jednej strony żałuję, że nie ma kontynuacji, bo jestem szczerze zakochana w tej historii i przede wszystkim w Clark'u Gable :p
ale z drugiej może to i lepiej, bo zazwyczaj pierwsza część jest najlepsza i dalsze losy nie zawsze wychodzą bohaterom i autorom na dobre ( mam na myśli po prostu słabe kontynuacje wielkich dzieł ). Choć do tej pory się zastanawiam czy Rett przestał kochać Scarlett czy chciał by teraz to właśnie ona się o Niego starała i tylko udawał koniec wielkiej miłości ?
Raczej to drugie. Była paskudna cały czas jęcząc o Ashleyu. Czasem miałam ochotę dać jej w twarz... Są przecież jakieś granice.
Też już mnie to zaczęło denerwować, ciągle był tylko Ashley i Ashley... ile można !!
Ja już myślałam że powie coś mądrzejszego a ona tylko jęczała i jęczała. No i w końcu to mąż przyjaciółki, który wyraźnie dał jej do zrozumienia że jej nie chce.
No nie powiedziałabym żeby aż tak wyraźnie powiedział co do niej czuje. Myślę, że Ashley sam nie wiedział czego chce. W końcu całował się ze Scarlett gdy już był mężem Melanii. A gdy ona chciała znać prawdę zasłaniał się honorem i nie powiedział jasno i klarownie, że jej nie chce i jej nie kocha. Jednak z drugiej strony nie mówił również, że ją kocha. To Scarlett ciągle to powtarzała.
Ciągle mam w głowie to jej smętne wzdychanie "Och, Ashley"... Przegięciem dla mnie było, że kochała go nadal gdy była żoną Rhetta...
P.S. Rhett był bardzo dobrym ojcem. Teraz rzadko takich "produkują".
Drogie Panie...
Moja Babcia zawszę oglądała tego typu filmy z zapartym tchem, jak byłem małym szkrabem. W tym okresie ja natomiast jako mały chłopiec wolałem i praktykowałem z różnym skutkiem ;) wszystkie filmy pokroju '' Wejście Smoka ''. Do dziś pamiętam gdy godzinami odgrywaliśmy wraz z moim bratem scenariusz do filmu '' Tango & Cash ", aż do września w tamtym roku, kiedy przykuty do łóżka, troszkę znudzony przełączyłem - '' nie wróć '' przeniosłem się do świata '' Przeminęło z Wiatrem '' za uprzejmością kanału TCM i przez prawie 4 godziny żadna siła nie była wstanie odciągnąć mnie od kina, który nie tylko przetrwał próbę czasu ale zachowała pewne wartości.
Pozdrawiam
Na reszcie jakaś pozytywna męska opinia. :)
P.S. Mnie też w dzieciństwie nie ciągnęło do takich filmów. Wolałam zostać rycerzem jedi.
Aaaa chętnie bym to zobaczył ;P
P. S < dziękuje > strasznie mnie rozweseliła wasza wymiana zdań odnośnie " jęczenia Scarlett o Ashley'u ;)
Ja ogólnie nie lubię kobiecych postaci w literaturze i filmie. Ale Scarlett należy się uznanie.
P.S. Mam jeszcze maskę Vadera. Czasami ją wykładam, np. jak ide po mleko do sklepu.;p
Niezaprzeczalnie jak najbardziej się Scarlett należy
P.S
" Babciu będę za Vadera..., za młody jesteś na Vedera !!! A co Veder nigdy nie był młody ??? Nie !!! "
Nie lubię młodego Vadera. W sensie Anakina. To nie na temat, ale muszę wyrazić jak bardzo mnie ten dzieciak wkurza.
Prawda, z czasem to zawsze problem. Zwłaszcza teraz...A jak już jest to się nic nie chce...
Jednak w ten weekend znalazłam "chwilę" czasu i obejrzałam sobie po raz kolejny "Przeminęło z wiatrem". ;p Ten film chyba nigdy mi się nie znudzi. ;)
Ja też muszę znów go obejrzeć... Niektóre momenty często stają mi przed oczami. Po prostu niesamowite krajobrazy!
Też mam takie ulubione momenty. Chociażby pierwsze spotkanie Scarlett i Rheta w bibliotece, to jak będąc w ciąży spadła ze schodów, albo ich zachowanie jak Rhett stwierdził, że muszą poprawić swoją reputację dla dobra swojej córeczki. I to porównanie np. Dwunastu Dębów przed wojną i to co z nich pozostało po wojnie...
No dobra mogłabym tak pisać i pisać ;p
Ja z drugiej strony ciągle widzę przed oczami minę Scarlett gdy Mammy powiedziała jej o śmierci Ellen oraz, jeszcze na początku filmu, Scarlett przytkniętą do szyby i patrzącą na odjeżdżającego na koniu Ashleya i całującego Melanię.
Po prostu uwielbiam te smutniejsze emocje wypisane na twarzy Leigh. Niesamowita aktorka :)
Teraz właśnie zabrałam się do książki... Kocham scenę, gdy Scarlett obiecuje sobie, że nie będzie już nigdy głodna. W filmie to było mistrzostwo(w książce wypada to nieco bladziej....).
I dotrzymała słowa :) "As God is my witness, I'll never be hungry again". Piękne :)
Naprawdę piękne. Trzeba zobaczyć, a nie kręcić nosem, że film "stary" jak co niektórzy...
Jak się dobrze przypatrzeć to można odczuć cechy przełomu lat 30 i 40 ale faktycznie film się bardzo nie postarzał. Są nawet nieco lub wyraźnie młodsze, które więcej się postarzały. Na przykład zestarzała się bardzo "Księga dżungli" z 1942. Do filmów, które jakoś bardzo się nie postarzały zaliczyłbym jeszcze "Quo Vadis" z 1951.
Cudownie! Ostatnio oglądałam po raz kolejny i stwierdzam, że była z niej super aktorka.