PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=30697}

Przylądek strachu

Cape Fear
7,5 5 126
ocen
7,5 10 1 5126
7,1 11
ocen krytyków
Przylądek strachu
powrót do forum filmu Przylądek strachu

Ten film jest przerażający

użytkownik usunięty

Dawno temu ogladałam wersję Scorsese, na której bardzo się zawiodłam, bo zalatywała kiczem rodem z tanich thrillerów z lat osiemdziesiątych, ale pomyślałam, że tę też jednak obejrzę. I nie żałuję! Nie ma porównania, oryginał jest sto razy lepszy. Trzyma w napięciu i choć został nakręcony trzydzieści lat wcześniej, bije remake'a na głowę. Max Cady w wykonaniu Mitchuma jest przerażającym psychopatą, w scenie on kontra żona lub córka Bowdena przechodziły mnie ciarki. Polecam, 8/10.

ocenił(a) film na 5

Za to De Niro bije Mitchuma na głowe w tej roli

użytkownik usunięty
pfk47

Całkowicie się nie zgodzę. De Niro był bardziej "zrobiony" na psychopatę, za to Mitchum samym wyrazem twarzy budzi grozę.

ocenił(a) film na 7

To ja dorzucę od siebie i dwa grosze. Zarzut jakoby w filmie z 92r. zalatywało kiczem z lat 80-tych mogę zripostować Twoją własną bronią pisząc, że mi natomiast w oryginalnej wersji zalatywało kiczowatym mainstreamem lat 50 – co jest notabene prawdą ale jako argument bym tego temu filmowi nie zarzucał.

A co do De Niro, to on nie był "zrobiony" na psychopatę..., on w tym filmie "był" psychopatą. Mitchum był niezły ale wybacz, daleka jego droga do kunsztu aktorskiego jaki pokazał jego następca. Moim zdaniem postać Maxa Cady z wersji Martina Scorsese, to jedna z najbardziej sugestywnych ról tego rodzaju w całej historii kina i bez obrazy dla świetnej kreacji Anthony Hopkinsa, dla mnie to De Niro powinien zgarnąć statuetkę Oscara w 92r.

ocenił(a) film na 7
bonusx

zgadzam sie De Niro zagrał fenomenalnie

ocenił(a) film na 8
Krystian1984

jak wyżej--fenomenalnie

ocenił(a) film na 9

Bardzo szanuję dorobek pana De Niro. Ale moim zdaniem rzeczywiście przesadzono z jego "wizerunkiem bandziora". Szkoda, bo rola czarnego charakteru zawsze daje aktorowi spore pole do popisu. A w tym przypadku nie było żadnych dwuznaczności, od początku wiadomo kto jest tym złym. To nie do końca jego wina, a porównywanie go do R. Mitchuma zdecydowanie mu ujmy nie przynosi. To dwie równorzędne legendy kina. I moim zdaniem R. Mitchum zagrał wspaniale. Ta jego pozorna poprawność i normalność była przerażająca. Niby taki zwykły obywatel, skrzywdzony przez prawnika, który jednak od czasu do czasu pokazuje swoje mroczne oblicze, a przez cały film jest niczym bomba która nie wiadomo kiedy eksploduje. Świetna rola.
Poza tym, reżyser wersji z 1962 r. daje widzowi miejsce na interpretację i pozwala działać wyobraźni. Mimo znakomitej obsady w obu produkcjach dla mnie zdecydowanie lepszy jest pierwowzór.

PS: Dla mnie fenomenalnie to De Niro zagrał np. w Ojcu Chrzestnym, Misji

ocenił(a) film na 7
Hermes

Ile osób tyle opinii.

ocenił(a) film na 9
bonusx

I całe szczęście, że można zapoznać się z różnymi punktami widzenia.

ocenił(a) film na 6
Hermes

Mitchum i De Niro to dwie równorzędne legendy kina? No jak widać opinie na temat kina są bardzo różne. Oczywiście masz prawo do swojej ale dla mnie obok De Niro to Mitchum nawet nie stał. Mam wrażenie że dla niektórych wszystko co starsze jest lepsze. Dla zasady. Przecież to było tak dawno że i tak nikt nie jest w stanie stwierdzić czy to prawda. Na zasadzie że mało kto takiego Mitchuma pamięta. Tylko że ja go kojarzę i zrównywanie go z De Niro - absolutną legendą kina - jest dla mnie troszkę dziwne. Nie mówię tego konkretnie do Ciebie. Ot takie ogólne przemyślenia.
Dla mnie remake, pomimo swoich wad, zdecydowanie lepszy od oryginału. Postaci Codyego w obydwu filmach w ogóle nie ma co porównywać. Mam wrażenie że dużo osób również dla zasady preferuje oryginał. Tylko dlaczego? Film jest na podstawie powieści więc samego pomysłu oryginałowi przypisać nie możemy. Ja natomiast nie wyznaję zasady "kto pierwszy ten lepszy".

ocenił(a) film na 6
MishaPl

P.S. "Niby taki zwykły obywatel, skrzywdzony przez prawnika" Chyba pomieszał Ci się remake z oryginałem. W oryginale Sam zeznawał przeciwko Cadyemu. To w remaku działał na jago niekorzyść będąc jego adwokatem.
" A w tym przypadku nie było żadnych dwuznaczności, od początku wiadomo kto jest tym złym." Chyba jako jedyny oglądając oryginał nie wiedziałeś kto jest tym złym:)

ocenił(a) film na 9
MishaPl

Witam,
Przed chwilą sprawdziłem i przyznaję się do błędu. G. Peck, rzeczywiście zeznawał. Jako okoliczność łagodzącą mogę podać fakt, iż w pierwszych scenach występuje w sądzie i pewnie stąd ten prawnik. A Cady bez wątpienia czuł się pokrzywdzony.
W ogóle mój zarzut, jeśli mogę tak napisać, w stosunku do remaku, jest taki, iż nie ma w nim miejsca na wyobraźnię. Widz wszystko dostaje na tacy. Przynajmniej ja tak to odbieram. Również zakończenie w nowszej wersji jakoś mi do końca nie leży. Poza tym, z reguły od remake'u wymagam nieco więcej niż od wersji pierwotnej. Dlatego, że jest szansa uniknąć błędów poprzednika, jest materiał porównawczy, a w tym konkretnym przypadku także znakomita obsada.
Ja również nie wyznaję zasady, kto pierwszy ten lepszy ale trudno byłoby mi tak jednym tchem wymienić remake, który bije na głowę swój pierwowzór.
Owszem mam sentyment do starego kina ale wielokrotnie już przekonałem się, że długa metryka filmu nie gwarantuje jego jakości. I sporo zakurzonych arcydzieł nie wytrzymuje próby czasu. Ale w przypadku Cape Fear wolę wersję oryginalną. I to wcale nie jest tak, że jedna jest super, a druga do niczego. Ot kwestia gustu.
"Chyba jako jedyny oglądając oryginał nie wiedziałeś kto jest tym złym:)" - na szczęście zdążyłem się zorientować przed napisami końcowymi :).
Robert Mitchum, a Robert De Niro - sprawa subiektywna, dużo zależy od obejrzanego/zapamiętanego repertuaru.
Pozdrawiam

ocenił(a) film na 9
Hermes

PS:
Robert Mitchum, a Robert De Niro - a może byłem pod zbyt dużym wrażeniem po jego roli w "Nocy myśliwego".
Za to w ocenie niektórych innych tytułów zauważam pewne podobieństwa.

ocenił(a) film na 6
Hermes

Pierwsze sceny dla oszczędności pożyczyli z Zabić drozda:)
"W ogóle mój zarzut, jeśli mogę tak napisać, w stosunku do remaku, jest taki, iż nie ma w nim miejsca na wyobraźnię" Jeżeli będziemy brali pod uwagę niejednoznaczność konfliktu Cady-Bowden, to według mnie jest właśnie odwrotnie. Jeżeli możemy mieć jakiekolwiek wątpliwości co do postaci Sama i słuszności zemsty Maxa, to możemy je mieć tylko w remaku. W oryginale Sam widział jak Cady bije kobietę. Stanął w jej obronie i później zeznał to w sądzie. Postąpił tak jak każdy postąpić powinien. W remaku nie jest to tak oczywiste. W remaku Bowden ukrył dowody świadczące na korzyść swojego klienta. Złamał składaną przysięgę. Postąpił tak jak żaden adwokat postąpić nie powinien. Cady mógł się poczuć dotknięty:) Chociaż żeby była jasność - dla mnie w obydwu filmach dostajemy wszystko na tacy. Nie ma miejsca na interpretację.
"Również zakończenie w nowszej wersji jakoś mi do końca nie leży." Zgodzę się że końcówka remaku była słabsza. Można było już ziewnąć. No ale sam sposób potraktowania Cadyego był bardziej logiczny.
Ja oczekuję od remaku żeby był lepszy od oryginału (albo co najmniej inny). Więc tu się zgadzamy. Tylko ja uważam że w tym przypadku ten warunek jest spełniony. Co do znikomej wartości artystycznej zdecydowanej większości remaków nie musisz mnie przekonywać. Troszkę lepiej jest w przypadku tych innych od oryginału. Jeśli chodzi o lepszą realizację tej samej konwencji, to tylko pojedyncze przypadki.
Ja nie mam sentymentu do lat 40 i 50 w kinie amerykańskim (ogólnie, co nie znaczy że nie powstawały w tym czasie genialne filmy). Okres strasznie miałki. Ze słodkimi historyjkami dla grzecznych obywateli. Nawet jak się pojawiał jakiś genialny twórca (Hitchcock, Welles) to był traktowany przez środowisko jak oszołom (oczywiście hipokryci potem najgłośniej krzyczeli o ich geniuszu). O wiele lepiej było w tamtych czasach w Europie i Azji (Bergman, Fellini, Kurosawa, Kobayashi). Lata 60 to powolne wychodzenie z tej bryndzy kulturowej. Przylądek strachu, pomimo tego że jest ciekawym filmem, jeśli chodzi o formę to są to lata 50. Troszkę nie mój klimat.
Ja oglądałem najgłośniejsze pozycje Mitchuma (Przylądek strachu, Noc myśliwego, El Dorado) i uważam że to jest dobry aktor. Jak ktoś lubi te klimaty to nawet bardzo dobry. Tylko jak tu go porównywać do De Niro? De Niro to absolutna legenda. Jaki byś nie wziął ranking (nie statystykę, ranking tworzony przez konkretnych ludzi/wydawnictwa/instytucje) to z dużą dozą prawdopodobieństwa można obstawiać że będzie w pierwszej 10. Ma na swoim koncie wiele kultowych postaci. Zna go praktycznie każdy fan kina. Po prostu nie ten rozmiar kapelusza.

ocenił(a) film na 9
MishaPl

W kwestii "Przylądek strachu" - oryginał, czy remake obstaję przy swoim. To po prostu moja subiektywna opinia.
Lata 40 i 50 to dla mnie przede wszystkim filmy z gatunku kryminał, Noir: "Wielki sen", "Sokół maltański", "Key Largo" (jak już jestem przy Bogarcie to nie mogę nie wspomnieć, o "Casablance") także "Gasnący płomień", "Człowiek z przeszłością" (R. Mitchum), filmy Hitchcocka i parę innych. To powiedzmy usprawiedliwia sentyment do lat 40, za lata 50 wystarczy "Deszczowa piosenka". Niestety słodkich, czy propagandowych historyjek też nie brakowało.
Wspomnianych przez Ciebie twórców znam słabo. Nie ma się co silić na eksperta. Wychowałem się na westernach serwowanych w sobotni wieczór i cyklach filmowych "Perły z lamusa" (brakuje mi czegoś podobnego w TV), "Filmy z ...H. Bogartem, J. Gabinem. G. Philipem", czyli kino amerykańskie ze szczyptą francuskiego. Ale nie ukrywam, że taki film jak np. "Harakiri" zrobił na mnie ogromne wrażenie.
De Niro - no i nie wiem, czy mnie kolega nie zmusił do rewizji poglądów. Tak rozmyślałem nad kreacjami R. De Niro i przypomniał mi się między innymi "Wściekły byk". Rzeczywiście podobnej roli w wykonaniu R. Mitchuma nie widziałem.
PS: jakbyś kiedyś rozpoczynał dyskusję pod jakimś westernem to chętnie poczytam :)

ocenił(a) film na 6
Hermes

Z westernami u mnie jest mały problem. A mianowicie taki że ja jestem zakochany w spaghetti Sergio Leone. Jego pozycje troszkę "zepsuły" mi odbiór klasycznych westernów. Teraz już wszystkie porównuje do trylogii dolarowej. Nie znaczy to że nie lubię klasycznych westernów ale ciężko mi już dać się im porwać.

MishaPl

To, że De Niro zna każdy fan kina i że De Niro zajmuje jakieś tam pozycje w rankingach, nie czyni go legendą ani dobrym aktorem. Moim zdaniem jest on tylko kolejnym udanym wytworem zasranego Hollywoodu, który zeszmacił się na stare lata występami w totalnych mainstreamowych gniotach (choćby Poznaj Moich Rodziców i tym podobne "cudeńka"). Idąc tym tokiem myślenia, możemy stwierdzić, że zespół Weekend jest legendą muzyki...

ocenił(a) film na 6
klotz

Nikt ci nie zabroni posiadać własnych poglądów. Nawet tak irracjonalnych.
De Niro jest legendą i nie dobrym, a genialnym aktorem. Zasłużył sobie na to całą masą genialnych kreacji.

ocenił(a) film na 6
MishaPl

"nie dobrym, a genialnym aktorem"

Każdy zakochany ma swoje klapki na oczach.

Wersja z De Niro o niebo lepsza. Ale ta tez daje radę.

ocenił(a) film na 8

Obie wersje są dobre. Wersja oryginalna moim zdaniem ma świetne sceny finałowe. Od momentu przeniesienia się na Przylądek Strachu film zaczyna niesamowicie wciągać. Do tego momentu jest jednak niemrawy. Wiele momentów po prostu sobie miga gdzieś w tle(np scena pobicia). Końcówka wbija w fotel i moment skradania się Mitchuma jest świetny i wciągający. Tak samo jak "pojedynki" z matką i córką. Do tego świetna muzyka potęgująca napięcie.

Zupełnie na odwrót jest w wersji Scorsesa. Pierwsze 2/3 filmu fantastyczne. De Niro i wykreowana przez niego postać bije Mitchuma na głowę, choć i Mitchum zagrał bardzo dobrze. Scena rozmowy z córką, wspólny sekret czy sceny gdy Max włamuje się dodomu są genialne. Niestety film knoci się w momencie wyjazdu na Przylądek Strachu i staje się groteskowy, a całe napięcie spada.

Pod względem napięcia moim zdaniem pierwsza część aż do wyjazdu na łódkę zdecydowanie dla filmu z 91, natomiast sceny finałowe dużo lepsze w wersji oryginalnej.

kamil1992

Pierwowzoru nie widziałem, jednak końcówka remake'u jest kiczowata jakby Tarantino ją kręcił tylko humoru brakowało, co do postaci DE Niro b. dobrze zagrana, ale miejscami jest przerysowana i jak np. w scenie pobicia zrobiono z niego superbohatera. Nick i reszta dobrze się sprawdziła, ale zabrakło czegoś co mogłoby bardziej wciągnąć i szkoda że główny antagonista nie był bardziej dwuznaczny bo momentami coś tam się rodziło na jego korzyśc, ale zaraz zostawało rozmyte.

Ja powiem tak, jak dla mnie obie wersję są dobre. Jednak wolę remake Scorsese, bo wersja z 1962 trąci już myszką i niestety ma słabe zakończenie, gdzie widzimy, że z założenia jest to film B klasa. Mimo to jest dobry. Aktorsko obaj panowie się popisali. Mitchum był świetny, ale nie idealny jak De Niro. Peck za to był lepszy od Nicka Nolte.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones