Sama treść czy akcja filmu mają dla mnie drugorzędne znaczenie. To co dla mnie było ważne to
refleksja czy rzeczywiście sama decyduję o własnym życiu. Czy jestem wolnym człowiekiem, czy
też gram jakąś rolę w czyjejś powieści... W świecie korporacji i religii właściwie ciężko jest
określić na ile sami kreujemy własne życie a na ile robimy to, czego oczekuje od nas "system"...
Dobrze się jest nad tym zastanowić...
Najgorzej, kiedy cały czas czuje się taki wiatr który nie wiadomo skąd gdzieś zawsze wieje w życiu... i to przypomina wtedy taką wieczną walkę z tym "co chcę", a tym "co robię bo muszę". W praktyce wszystko się przenika i najczęściej myśląc o osiągniętym właśnie stanie wolności budzę się z refleksją, że nadal jednak jestem niewolnikiem. Tylko zniekształciła mi się perspektywa...