Film byłby o niebo lepszy, gdyby kończył się po ujęciu ukazującym, przez szybę autobusu, Harolda leżącego na drodze. Za to mamy przypadek jednego z najbardziej przewrotnych dzieł sztuki w dziejach! Może reżyser, jak pisarka ze SWOIM zakończeniem, ocenił, że warto?
Dla mnie, poza wszystkim, to ciekawy głos na temat: "Dlaczego lubimy happy-endy?"