O ile lubię późniejsze produkcje Watersa, o tyle flamingi są dla mnie zbyt obleśne. Nie chodzi tu nawet o stopień degeneracji. Może i byłem lekko w przysłowiowej dupie oglądając takie atrakcje, jak gwałt z kurczakami (i ukręceniem łba) oraz odbytniczy taniec, ale na pewno nie byłem jakoś bardzo zszokowane. Sporo się już widziało :D tak więc flamingi obejrzałem, co prawda na raty, ale bez większego bólu czy zgrzytania zębami.
Film zdecydowanie ma swoje momenty i dobre aspekty, ale jak na mój gust jest bardziej niesmaczny, niż zabawny.
Postać Divine zdecydowanie udana. Jej konkurentka też zła nie była. Technicznie film jest w sumie niezłe, mimo niski budżet na pierwszy rzut okiem widać niski budżet, to jednak Waters zdołał nakręcić film z pewna klasą.
Najbardziej podobała mi się ścieżka dźwiękowa. Słodkie klasyki z lat 50 i 60ych doskonale kontrastują ze świństwami na ekranie.