Ja wiem, że "Rejs" to klasyka polskiego kina (a Słowacki wielkim poetą był) i widz aspirujący do miana człowieka światłego może wypowiadać się o nim tylko pozytywnie, ale ja nie potrafię mówić, że coś mnie bawi jak mnie bawi.
Czy to znaczy, że ze mną i moim gustem coś nie tak? Może i tak, ale ja naprawdę nie rozumiem fenomenu tego filmu. Bezbek jakich mało, sztywne dialogi i drewniana gra aktorska. Jednym słowem, realizacja na poziomie półamatorskich "Trudnych spraw". Nic dziwnego, że się wynudziłem, chociaż film trwał ledwie ponad godzinę.
O co więc chodzi? Dlaczego niektórzy tak go lubią? Osobiście zgaduję, że z tym filmem jak z Maluchami. Obiektywnie szmelc jakich mało, ale wtedy nie było nic innego, więc ludzie wyrobili sobie sympatię na zasadzie syndromu sztokholmskiego.
Nie jesteś sam w braku zachwytu nad tym "kultowym dziełem". Też wielokrotnie zadawałam sobie i innym pytanie: o co chodzi? Nie dostałam do tej pory takiej odpowiedzi, po której mogłabym powiedzieć "aha!!!".
Ciężko powiedzieć "aha!" jak jedyne odpowiedzi jakie się dostaje to "to je parodia tamtych czasów, młodzi tego nie zrozumiejo" ;) Może i tak jest, ale to, że coś adresuje jakąś kwestię jeszcze nie znaczy, że robi to w sposób błyskotliwy i zabawny. Miś, Kogel-mogel czy Sami swoi bawią nas po dziś dzień a oglądanie Rejsu to istna męka...