Dla mnie słabszy od wersji japońskiej. Fakt, że oryginał oglądałem już dosyć dawno temu, ale oceniłem go na ósemkę więc musiał mi się sporo bardziej podobać od tej wersji.

Książki jeszcze nie czytałem, ale oba te filmy dość znacznie różnią się pod względem fabuły. Różnią się też tempem akcji. O ile już japoński "Ring" toczył się wolnym tempem, o tyle koreańska wersja jest tak niemrawa, że dla niektórych okazać się może nie do przejścia. Nie dla mnie, bo ja akurat lubię takie filmy z powolną akcją, nastawione na budowanie klimatu. Ale i tak muszę przyznać, że czegoś w nim wyraźnie zabrakło. Pierwsza godzina filmu jest zdecydowanie zbyt niemrawa i nudna... niewiele się dzieje. Wiemy jak działa klątwa i to właściwie tyle, nic ponad to (zresztą wiedzieliśmy to już z oryginalnej wersji, pod tym względem tutaj właściwie nic się nie zmieniło). A skąd się klątwa wzięła? Tutaj trzeba będzie cierpliwie poczekać na ostatnie 40 minut filmu...

I właśnie te ostatnie (około) 40 minut podobało mi się. Choć wydawało się, że film w końcu przyspieszy, to tak naprawdę nigdy nie miało to miejsca, ale... klimat jest bardzo fajny, odpowiednio mroczny. Mój faworyt to scena w studni. Choć i ta scena jakoś tak szybko i nagle się kończy. Zaskakująco rzadko pojawia się długowłosa dziewczyna... Kultowa już scena, kiedy wychodzi z telewizora musiała pojawić się i w tej wersji - wydaje mi się jednak, że w japońskiej lepiej to zrobili.

I taki jest ten film. Wszystko wydaje się być poprawne, choć aż do przesady wyważone. Kiedy wydaje się, że film się rozkręci i nabierze rumieńców, nagle cichnie. Ale może jest w tym jakiś sposób? Dla mnie można by go było śmiało skrócić nawet o kilkadziesiąt minut.

Wielki plus za świetną muzykę!

Moja ocena: 6/10.