Film fajny. Piosenki Aaliyah po prostu zarąbiste. Jet pobił paru gości. Tylko nie mogła bym sobie
wyobrazić tego jak Jet całuje Aaliyah na końcu filmu.
W ogóle nie było między nimi "chemii". No i niestety róznica wieku - Jet Li przy Aaliyah wyglądał bardzo staro. Dodatkowo drażnił mnie nadmierny makijaż Aaliyah, zwłaszcza gdy zaczęła płakać - biorę jednak poprawkę na karb "wywiadu środowiskowego" (patrzę na Lil Kim albo Nicki MInaj, najwyraźniej w środowisku hip hopowym dziewczyny tak się malują). Oboje grali badzo dobrze, ale trudno było uwierzyć, że coś między nimi było. Tytuł wskazywałby na wielki romans, a oni raczej byli ziomalami :)
A tytuł nie wskazywał przypadkiem, że historia dwóch skłóconych rodzin, których dzieci łączy serdeczne uczucie jest archetypiczna? Że "Romeo i Julia" Szekspira to opowieść na tyle uniwersalna, że imię jej bohatera stało się frazeologizmem? Ten film to taka przecież trochę uwspółcześniona i mniej drastyczna wersja sztuki Anglika. Pozdrawiam.
Ależ archetyp Romea i Julii to archetyp kochanków. A ja tutaj nie dostrzegłam między nimi miłości. Byli ze skłóconych rodzin, owszem, ale miłóści nie widziałam. I nie chodzi mi tu bynajmniej o jakąś erotykę, ale o uczucie. Większość uwspółcześnionych wersji Romea i Julii (np ta Luhrmanna) jednak te uczucia były bardzo wyraźne. Tak samo w West Side Story :).
Wiem, o co Ci chodzi. Jednak nie pisałam o realizacji, ale o tytule, który moim zdaniem wcale nie wskazuje na wielki romans, tylko na kolejne nawiązanie do Szekspira.