Tak określiłabym największą ułomność fabuły. Brat Aidan, lekkoduch, całe życie ucieka i szuka schronienia u tych, którzy pracują na swoje bezpieczeństwo, a mimo to jest ukazany jako postać pozytywna. Natomiast opat, wuj Brendana, człowiek najbardziej chyba w tym filmie odpowiedzialny, pracowity i przejmujący się losem ludzi - jako typowy, podtruwający dorosły, pozbawiony luzu i otwartego umysłu. Moment, kiedy Brendan ucieka z Aidanem, a jego wuj jest zrozpaczony, bo myśli że chłopiec nie żyje, wyrwał z moich ust wiele soczystych przekleństw pod adresem Aidana, który nikomu nie pomógł, i poza typowym kołczo-pieprzeniem nie zrobił w filmie w sumie nic dobrego.
Poza tym scena walki z GRRRRROŹNYM Cromem Crouackiem wyglądała jak gra w snejka na starej nokii. Generalnie, dla mnie duży zawód.