Film wywołał u mnie salwy śmiechu w momencie gdy pojawiły się... napisy końcowe. W głowie aż krzyczało pytanie "o co tu k...a chodzi?". Może to nowy gatunek w kinie - film autystyczny.
Mimo wszystko film polecam, głównie jako ciekawostkę.
Jak dla mnie chodzi o puentę.
Tytułowym skarbem będzie dla ojca okazanie miłości dziecku.
Postanawia więc kupić w sklepie jubilerskim klejnoty, które później włoży do skrzyni.
Chłopiec bity, nie umiejący oddawać zaimponuje tym kolegom.
Znajdzie wśród nich uznanie.
W trakcie seansu dużo śmiechu nie było, raczej to były półuśmiechy.
Brawa towarzyszyły napisom końcowym a zwłaszcza piosence, która zaczynała się od słów life is life.
Podobną wykonywał zespół Opus.
Czyżby cover ?
Rzeczywiście, napisy końcowe to najmocniejszy punkt tego filmu ;)
"Life is Life" w latach 80-tych wykonywał zespół Opus. W filmie mieliśmy cover, zresztą znakomity, zrobiony przez Laibach.