o filmie dowiedziałam się z książki reżysera tego film zatytułowanej "Dadaizm. Sztuka i antysztuka". W końcu po niego sięgnęłam. Hm. Niezłe. Czegoś mi w tym jednak brakowało. Po trosze miałam wrażenie, że ekran na którym wyświetlał się ten film był płótnem, które ożyło i przemówiło. Tylko, że odebrałam to jako ciasne ramy, tak jakby świata, którego nie objęła kamera, nie było. Psychika się skurczyła podczas oglądania, tylko do tej części, którą pokazał reżyser. Szkoda. Chociaż pewnie tak miało być.
ze wszystkich 7iu epizodów, najbardziej podobała mi się historia pt. "Ruth, Roses and Revolvers" Man Raya. Piękny happening.