Na początku film mnie trochę nudził. Nie byłem do niego przekonany. Znowu niespełniony
scenarzysta (jak pisze w filmwebowskim opisie). Bałem się, że będzie on zbytnio
przypominał "Bulwar zachodzącego słońca". Jednak te dwa filmy nie mają ze sobą nic
wspólnego. "The Lost weekend" opowiada o człowieku, którego marzeniem jest zostać
pisarzem, lecz przez swoje pijaństwo nie jest w stanie nic napisać. Bardzo pomóc mu chcą
jego dziewczyna Helen i Wick, starszy brat opłacający za Dona czynsz. Don tą pomoc
odrzuca, nie jest w stanie wytrzymać bez butelki, o której przez cały czas myśli.
W filmie tym bardzo podobała mi się rola nieznanego mi wcześniej Raya Millanda.
Uważam, że zagrał przekonująco i chętnie zobaczę inne filmy z nim w roli głównej.
Jeśli chodzi o ocenę to bardzo mocna 8.