Właśnie to słowo wybrzmiewa przez cały seans. Bezradność mieszkańców wioski, nieudolność służb mundurowych, do tego dochodzi niestety bezradność w unikaniu banału. Młody reżyser najwidoczniej przecenił swoje możliwości, podobnie jak część zagubionych lub mocno przesterowanych aktorów.
Oczekiwania pozytywne, gdzieś w tle nawet pobrzękiwała próba rozkładu rzeczywistości rodem z Ulyssesa (scena z muchą). W scenie linczu można dopatrzyć się można nawet nieco nadinterpretowanego motywu pasyjnego. Za mało, dodaj do tego małomiasteczkową policję z amerykańskich filmów, wątek polskiej wsi i sytuacji politycznej. Po wymieszaniu ten bigos już prezentuje się wtórnie.
Strzał w stopę następuje jednak pod koniec: tak jak tajemniczość wiatru rozwiał helikopter, tak głębię całości ujawiła audycja radiowa pod koniec.
Tak, reżyserowi najwyraźniej chodziło tylko o to jak wygląda koniec gwiazdy. Reszta to dekoracje, coby szanowne jury i krytycy bez krytycznego myślenia mogli poczuć intelektualną głębię. Debiut dobry, sam efekt średni.