Nigdy nie dowiemy się, jak sami zachowalibyśmy się w określonej sytuacji, jeżeli faktycznie sie w niej nie znajdziemy. Czy bylibyśmy sparaliżowani jak policjant, który dotąd uchodził za opanowanego, wściekli jak tłuszcza która zebrała się wokół centrum wydarzeń i szukała samosądu na winowajcy, a może chcielibyśmy tylko załagodzić wszystko jak komendant, któremu niepotrzebna taka awantura przed samą emeryturą. Trzeba też powiedzieć jasno, że żaden z bohaterów nie był tam bez winy. Poza samym Adamem, krawaciarzem z Warszawki z gumowym kręgosłupem moralnym i szemranymi koneksjami, niejednoznaczny wizerunek prezentuje także aspirant Sławek, jak się okazuje zaangażowany uczuciowo w ofiarze wypadku oraz jej mąż alkoholik, przez którego w zasadzie cała rodzina uciekała w niedzielę z domu, czy nawet pozostali mieszkańcy jak kilku sebków, którzy ewidentnie byli na miejscu tylko w celu wywołania mniejszej lub większej zadymy, a to kto był wrogiem, było im w zasadzie obojętne. Również reszta gapiów z okolicy skupiła swą wściekłość jedynie na winowajcy zdarzenia, zapominając o nieszczęściu, jakie dotykało matkę z dziećmi na codzień przez ojca alkoholika. Tego już rozżalony dziadek nie widział, bo przecież do rodziny nie ma co się wtrącać, nawet jeśli synuś śpi pijany po rowach i funduje swoim bliskim piekło na codzień. Mocny, ambitny i niestety ultrarealistyczny obraz polskiej mentalności, materialnej i przede wszystkim umysłowej biedy oraz rzeczywistości polskiej prowincji i nie tylko. Wybuch supernowej formuje nową rzeczywistość, czasami lepszą a raz gorszą, niż chcielibyśmy zastać. Szkoda, że niemożliwe jest, aby takie zjawisko w pozytywnym sensie pojawiło się i zaistniało na zawsze w sercach ludzi. Nie musiałyby wtedy powstawać takie obrazy.