Lekki, łatwy, przyjemny jak atrakcyjna kobieta... dawno nie widziałem tak dobrego francuskiego filmu...Bracia Larrieu ratują france cinema!
Zobaczyłem ten film na Cyfrze i utwierdziłem się w przekonaniu, że francuskie kino, które miało być kiedyś ratunkiem przed amerykanizacją dla europejskiej kultury, nie sprostało zadaniu: film jest tandetnie płytki, służy zaledwie pokazaniu europejskich (nie polskich, niestety, kochani) pejzaży i folkloru, prezentuje też goliznę, ale bladą, nieprzyjemną, rodem z sali operacyjnej. Zużyty, zanim powstał jako ostrzeżenie przed ogólnym skażeniem Ziemi.
Ludzie są wobec katastrofy jacyś ambiwalentni, zdrada już nie jest zdradą w sensie uczuciowym, więc bohater miota się cokolwiek bez sensu, a Czas - wspaniały instrument reżyserski, tu jest poplątany, jakby reżyser nie wiedział, gdzie jest koniec tej nieciekawej historii. Film nie jest głupi - w sam raz na 3 na 10, bo widziałem lepsze. Pozdrawiam zwłaszcza tych, co go chwalą - przed nimi jeszcze tyle cudnych wrażeń!
Nie wiem, czy oglądałeś ten sam film :) , ale dalej uważam, że to znakomity (subtelnie tragikomiczny) dramat z ciekawym klimatem nadciągającej apokalipsy, która już zaczęła ogarniać europę. Myślę, że gdyby Bunuel zmartwychwstał, to zrobiłby dziś podobny film - o totalnym rozkładzie życia i upadku moralności współczesnych europejczyków, którzy potrafią kierować się już tylko instynktami...Skoki czasu w filmie są znakomite i służą właśnie doprowadzeniu do świetnego finału - symboliczne obnażenie wyraża tęsknotę za powrotem do "raju utraconego", w obliczu nieuchronnego końca cywilizacji euroatlantyckiej. Francuski tytuł mówi wyraźnie - to są "ostatnie dni świata"...
Trochę głupio komentować samego siebie, ale należy się mała dopowiedź :) - otóż mówiąc o filmie "lekki, łatwy, przyjemny" miałem na myśli lekkość formy i kamery, z jaką Larrieu (nawiązując do najlepszych lat francuskiej komedii) mówią o głębokich i dramatycznych bolączkach zwyczajnych ludzi, zagubionych we współczesnej antycywilizacji. Ale może właśnie ta lekkość formy ma kontrastowo podkreślać francuskie hedonistyczne podejście do życia (owoc rewolucji francuskiej i wykorzenienia chrześcijańskiego etosu) oraz zagubienie i przeczucie nadchodzącego końca...Przecież to samo mówi choćby von Trier w swej "Melancholii" !