PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=31670}

Tam, gdzie rosną poziomki

Smultronstället
7,9 32 015
ocen
7,9 10 1 32015
8,4 32
oceny krytyków
Tam, gdzie rosną poziomki
powrót do forum filmu Tam, gdzie rosną poziomki

Jest w tym filmie scena, w której główny bohater wspomina swoje nieszczęśliwe małżeństwo. Wszystko dzieje się we śnie, więc licentia poetica może być posunięta naprawdę daleko. Oto bohater staje przed sądem, proces dotyczy zaś jego małżeństwa. W pewnym momencie sędzia (którym jest spotkany w rzeczywistości mężczyzna, który bardzo podle i złośliwie traktował swoją żonę) każe mu iść za sobą. Prowadzi go w pobliże polany w lesie. Za chwilę rozegra się scena z przeszłości, w której oskarżony zobaczył swoją żonę zdradzającą go. I faktycznie, na polankę wkracza jego żona z obcym mężczyzną. Polana zainscenizowana jest jak scena. Oskarżony jest jednocześnie widzem jak i reżyserem. To, co bowiem obejrzymy, nie jest zapisem z przeszłości. Jest raczej wrażeniem dotyczącym przeszłości. Składa się na nie bowiem nie tylko to, co wydarzyło się naprawdę, ale również wszystko to, co wydarzyło się później, a nawet konsekwencje, które miało to zdarzenie. Żona oskarżonego zachowuje się bardzo nerwowo, chichocze jak szalona, targają nią skrajne emocje, od zupełnego zapominania się do paraliżującego ją raz po raz stuporu. Jej mimika wyraża całkowite zagubienie i rozpaczliwą niepewność. Widać, że brakuje w jej życiu miłości, nie dostała jej od męża, szuka jej i potrzebuje, ale nie chce dostać jej namiastki za cenę zdrady i utraty szacunku do siebie. Mężczyzna, który ją uwodzi jest zredukowany do kilku cech. Twarz na zbliżeniach ukazuje oblicze satyra, z drwiącym uśmiechem, gęstymi, diabolicznymi brwiami i złośliwie połyskującymi oczyma. Jest pewien siebie, jego oszczędne gesty niechybnie zmierzają do jasno określonego końca. Kobieta musi mu ulec. Przez chwilę będzie się wykręcać, biegając chaotycznie po polanie, ale kiedy mu w końcu ulegnie, wpadnie w histeryczny śmiech. On powie, że zachowuje się jak wariatka. Wówczas kobieta zacznie mówić. Opowiada o tym, co wydarzy się, kiedy wróci do domu. Że przyzna się mężowi, a on jej wybaczy, troskliwie zaofiaruje swą pomoc, z uwagą ją wysłucha, ale wszystkie jej wątpliwości i rozognione emocje spróbuje ugasić wodnistym „nic się nie stało”. Wówczas wybuchnie. Rzuci mu w twarz oskarżenie. To przez niego jest taka, jaka jest. To przez niego zrobiła to, co zrobiła. Nie może znieść jego obłudy, za którą ukrywa się całkowita obojętność. I odejdzie od niego.
W tym momencie widz zdaje sobie sprawę z tego, że to, co ogląda, nie jest zapisem przeszłości. Opowieść żony dotyczy bowiem tego, co wydarzy się po jej powrocie. Zostaje to jednak przeniesione w scenę na polanie, gdyż z nią bezpośrednio się wiąże. W pamięci oskarżonego dwie te sceny nakładają się na siebie. Z dystansu czasowego nasz bohater potrafi zrozumieć motywacje swojej żony, skądinąd całkowicie irracjonalne i szalone, co świetnie oddaje aktorka grająca żonę profesora. W końcu wszystko znika z polany. Scena zostaje pusta. Profesor zapyta: „Co się z nią stało?”. I usłyszy: „Wie pan dobrze. Poszła sobie. Nie ma tu nikogo. To był rodzaj sekcji, profesorze Borg. Prawdziwy majstersztyk chirurgii – bez bólu, bez krwi, bez drżenia rąk.”
Przeszłość minęła. Profesor pozbył się swoich problemów z żoną, zepchnął je w głęboką podświadomość, z której teraz musi je wysupłać, by otrzymać należną mu karę. Będzie nią samotność.

Ale nie to mnie fascynuje w tej scenie. Chodzi o dwie rzeczy. Po pierwsze magię wspomnień i pamięci w ogóle. Nie pamiętamy zdarzeń w ich wymiarze czystym, pamiętamy je w przekształceniu przez świadomość, która uznała je godne do zapamiętania. Nawet jeżeli profesor podejrzał zdradzającą go żonę (a wszystko na to wskazuje. Alman mówi: „Pan stał w tym miejscu we wtorek, pierwszego maja 1917 roku, widząc i słysząc dokładnie, co oni tu mówili i wyprawiali”), to na pewno nie zachowywała się tak irracjonalnie. Irracjonalnie mogła zachowywać się podczas rozmowy z nim, kiedy przyznała się do wszystkiego, a zrobiła to być może po to, by ostatni raz spróbować obudzić w swym mężu jeżeli nie miłość, to chociaż zazdrość, jakiekolwiek uczucie. Na pewno też nie mówiła o tym, co wydarzy się, kiedy wróci do domu, to właśnie wydarzyło się potem. Pamięć nałożyła te dwa zdarzenia na siebie, zgodnie z interpretacją, jakiej dokonał profesor z dystansu czasowego. Pamięć nie jest faktem, pamięć jest interpretacją, przetworzeniem, na które składa się sam fakt zdarzenia jak i wszystkie jego przyszłe konsekwencje, przyszłość tych zdarzeń również jest przecież przeszłością i składa się na pełną treść wspomnienia.
Fascynuje mnie również inna rzecz. Kwestia arcydzieła. Według mnie arcydziełem jest tylko to, co swoją pełnię zyskuje dzięki zastosowaniu środków charakterystycznych dla danego medium. Arcydziełem filmowym będzie taka scena, w której perfekcyjnie wykorzystuje się środki charakterystyczne jedynie dla filmu. Scena taka musi być nieprzekładalna na inne języki sztuki. Przełożona zaś będzie oferować inne sensy. Wszystkie te zbliżenia (twarzy mężczyzny, twarzy żony), nagłe najazdy kamery na profesora ze zdziwieniem rozpoznającego swą przeszłość – wszystko to jest elementami filmowymi, których nijak nie da się powtórzyć w innym medium artystycznym. Nie podoła temu ani literatura, ani tym bardziej teatr, mimo że w tej scenie jest go naprawdę wiele. Scena ta jest arcydziełem, ponieważ zostały w niej wykorzystane takie środki, które są charakterystyczne tylko dla filmu, a środki te budują bardzo głębokie sensy, nowe wartości artystyczne. Sztuka mówi poprzez przenośnie. Sztuka filmowa tworzy je za pomocą środków stricte filmowych. To wszystko. I jest to naprawdę bardzo wiele.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones