sa filmy, dla ktorych warto kochac kino... sa rezyserzy, ktorzy wiedza, jak takie filmy robic... bergman do nich nalezy... to, co on tworzy, pokazuje nie tylko zostaje w swiadomosci widza, ale tez czasem sklania nawet do nadinterpretacji.... tam, gdzie rosna poziomki to teoretycznie prosta opowiastka o starzejacym sie facecie, ktory boi sie smierci i chce na sile wszytko w tym zyciu pozmieniac... ale bergman nie bylby bergmanem gdyby nie dodal odpwoedniego smaku o pikanterii czyli polaczenia freudowkiego id z mistyka religijnosci, czyli de facto z samym bogiem... ale naet sama istota bga nie mierzi typowo klerykalna przemowa... wszytko gra, jak w orkiestrze.... zaden instrument nie falszuje...
dlatego nie bez podowu bergman stoi na piedestale rezyserii europejskiej... i jelsi bedzie mial nastepcow w stylu von triera, to jeszce dlugo z niego nie zejdzie...