Zastanawia mnie ostatnia scena, w której pojawia się Balabanov i toczy dyskusję z Bandytą. W świetle tego co się stało niedługo po premierze filmu ma to jakiś inny, proroczy wydźwięk, komponuje się z klimatem i charakterem filmu. Czy tylko ja mam takie wrażenie?
To jak ostatni wideoklip Bowiego - Lazarus.
Film wciąga w miarę oglądania i pozostawia z niedosytem.
Prawda, gdy Bałabanow kręcił ten film był już poważnie chory. Myślę, że to był bardzo osobisty film. Chociaż nieco odjechany.
Osoba znająca twórczośc Bałabanowa komentując ten film na TVP Kultura powiedziała tylko, że jak kręcił ten film zdawał sobie sprawę, że jest już nieuleczalnie chory. Niestety nie powiedziała na co.