I zmarnował się taki znakomity tytuł! Film nijaki, przedstawiający pewien problem, ale bardzo pobieżnie i bez emocji.
A mi się podobał, ciekawie zrealizowany w taki uproszczony sposób. I miałem wrażenie, że Kieślowski maczał w tym palce.
Bój się Boga - Kieślowski maczał... To nie te dialogi, nie te głębokości, nie te tematy. Iredyński to taki Hłasko - pisał subtelniej niż żył, ale pisał o damsko-męskich relacjach i niewiele poza tym go interesowało, no - poza alkoholem i przekleństwami.