Trochę chaotyczny, w dodatku za mało było ów Ragnaroku a za dużo papugowania ze Strażników Galaktyki.
Miałem wrażenie jakby twórcy mieli pierdylion pomysłów na historię i nie wiedzieli na którym się skupić. Przykładowo Doctor Strange który się pojawia tylko na pół minuty i to kompletnie z dupy bo gdyby wyciąć scenę z nim, to film nic by nie stracił.
Podobnie relacje Thora i Lokiego. Twórcy chyba nie wiedzieli, czy mają być oni znów swoimi ultra-wrogami, czy też kalką Rocketa i Groota.
Dodatkowo postać pewnego gościa z Koloseum który - jak mi się wydawało - miał być zamiennikiem Bena z Fantastycznej Czwórki do której to drużyny Marvel nie odzyskał jeszcze praw autorskich.
Albo od momentu walki Thora z Hulkiem, film zaczyna się bardziej skupiać na alter-ego Brucea Bannera niż na samym Raidenie (na którego Thor został przerobiony w tym filmie - choć przyznam, ta "mortal-kombatowatość" Thora całkiem fajnie tu wyszła)
Nie mniej podobało mi się to że w tym filmie zrezygnowano z powagi poprzednich części Thora i dano trochę luzu, nie mniej mogli też twórcy aż tak nie przeginać z kserowaniem Strażników Galaktyki.
Mimo to, najlepszy film o Hulku....tfu...Thorze ;)