PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=479133}

To już jest koniec

The World's End
6,2 24 192
oceny
6,2 10 1 24192
7,2 19
ocen krytyków
To już jest koniec
powrót do forum filmu To już jest koniec

Wyłapaliście gorzkie przesłanie tego filmu? Czy zauważyliście, że główny bohater Gary to alkoholik po prawdopodobnej nieudanej próbie samobójczej? (obandażowane nadgarstki i opaska ze szpitala - 1:25 min filmu, niechęc do pokazania rąk) Bohater, który wyraża znany w sztuce i popkulturze motyw dążenia do wolności i niegodzenia się z rzeczywistością. Motyw Piotrusia Pana.

Zrozumieliście, że te roboty to tak jak mówią nam bohaterzy w filmie "niewolnicy", którzy są metaforą wszystkich ludzi uwięzionych w szarym, monotonnym trybie życia? Uzależnieni od pracy, wyprani z uczuć i emocji, kierowani przez telefon. A ostatnią satyryczną przemowę Garyego Kinga słyszeliście? O tym, że jako ludzie jesteśmy z natury głupi i uparci - żyjący w błędzie i nieświadomości. O tym była w zasadzie druga część trylogii lodów Cornetto - Shaun of the Dead - Tam Pegg i Wright wprost porównali ludzi do zombie (tak wyglądamy z rana, tak zachowujemy się na codzień i w pracy, tak wyglądamy siedząc i grając przed komputerami i telewizorami) Tacy jesteśmy życją na autopilocie

Załapaliście smutny wydźwięk zakończenia - że nie można żyć przeszłością, a że być może destrukcja i powrót do średniowiecza byłaby dla nas zbawienna - To dopiero wtedy bohaterzy czują się szczęśliwi. Gary uosabia Piotrusia Pana dążącego do wolności, Omen był przykładem korpoludka, Steven nieśmiałego, który nigdy nie miał odwagi umówić się z dziewczyną którą kochał, Peter uosabiał ofiarę prześladowania z dzieciństwa uzależnioną teraz od ojca i żony, Andy stanowił smutny przykład na to, że gdzieś po drodze od tragicznego wypadku do eleganckiej kancelarii zatracił poczucie dobrej zabawy.

Wyłapaliście tą dramatyczną, inteligentną stronę filmu, czy tylko odpaliliście go z piwem w ręce licząc na niezobowiązującą komedię? Film ma 81/100 na Metascore i 89/100 na RottenTomatoes. Krytycy zrozumieli o co chodzi, załapali, że nie jest to jednowymiarowy film. My w Polsce mamy z tym wyraźny problem bo nie trafił on nawet do kin. Tak jak mówi Pegg jesteśmy za głupi i zbyt uparci. No ale cóż, "błądzić ludzka rzecz"...

The World's End to dobra komedia, a jeszcze lepszy film.

xbox720

Od kiedy ocena 6 jest zła? Ja uważam, że to całkiem niezły film i dałam 6. Bardzo lubię tego reżysera i aktorów, myślę że dobrze zakumałam film. Mimo wszystko staram się jednak oszczędnie dawać 9 i 10, nie każdy film który mi się spodobał musi być od razu arcydziełem.

Annkoo90

Amen sister :D

ocenił(a) film na 6
Venom_p23

dzięki na zwrócenie mi uwagi na inne aspekty tego filmu

Venom_p23

Wydaje mi się, że przesłanie filmu nie jest aż tak trudne do rozszyfrowania. Film był spoko, ale nie wyszukiwałabym się w nim dodatkowej głębi. Problem "zniewolenia" przez pracę, technologię, kulturę jest już bardzo stary i pojawiał się w wielu produkcjach, nic odkrywczego. Fajna forma, świetni aktorzy i absurdalne poczucie humoru które uwielbiam. Ogólnie dałam 6 ale nie ze względu na przesłanie, czy filozofię.

ocenił(a) film na 5
Venom_p23

Zrozumielismy, ale czy to w koncu mial byc dramat czy komedia? Niestety film jak na Pegga, byl raczej niesmieszny. Po przyjsciu z kina dalam mu 6, ale obnizylam dzis note, glownie dlatego, ze nie mam ochoty tego filmu znow obejrzec. Poczatek byl powolny, srodek sie rozwinal, ale koncowka mnie zawiodla. Byc moze po jakims czasie obejrze jeszcze raz i odkryje nfilm na nowo (tak mialam z Shaun of the Dead). Ale na razie pozostaje zawiedziona.

Rlyeh

To jedna z ciekawszych dyskusji na filmweb, a to chyba świadczy dobrze o filmie (i dyskutantach oczywiście). Dla mnie film gorszy od Hot Fuzz, ale tamten był genialny. Oceniam to tak, gdyż Hot Fuzz rozkręca się cały czas aby osiągnąć niebotyczny poziom, a World's End zaczyna świetnie i trochę rozmywa. Same sceny walki w Hot Fuzz są w bardziej absurdalnym klimacie (to komplement akurat) i stanowią logiczną konsekwencję wcześniejszych wydarzeń. W World's End są czasami trochę tak od czapy i może ich za dużo. Jednakże, film ma tyle ciekawych smaczków, że obejrzę jeszcze co najmniej raz. Np. to że kiedy Sam przyjeżdża na końcu zabrać bohaterów to mówi, że zgubiła się na rondzie. Super :-) A potem jadąc z nimi przez to samo rondo bierze go, za ich namową, "na wylot". Czyż nie urocze?

ocenił(a) film na 5
kdomek

Zawsze można dorobić ideologię do gównofilmu.

ocenił(a) film na 9
Venom_p23

bardzo trafne pytania, odpowiedzi również

ocenił(a) film na 4
Venom_p23

Masz absolutną rację, nawet w tym filmie jest pewne porównanie do socjalistycznej polityki Unii Europejskiej. 12 barów, możliwie sugerująca liczbę gwiazdek we fladze; przerabianie ludzi na rośliny, w ramach ochrony planety "co jest pożyteczne"; wreszcie "pokojowa indoktrynacja" - hipokryzja sama w sobie.
Tylko różnica polega na tym, że w "To już jest koniec" jest to podane w sposób bardzo oczywisty - oni są tymi złymi, oni są tymi ogłupionymi. W dwóch pierwszych filmach, kiedy był pokazywany zacierający się kontrast pomiędzy światem normalnym, a tym już zepsutym, cały czas oglądało się to z zainteresowaniem: czy to już ta przemiana, czy jeszcze nie teraz. Było to świetnie widać zwłaszcza w "Wysypie..." kiedy obrazki ludzi zacierały się z zombiakami, do teraz nie wiem co tak dokładnie było. Dzięki temu to było intrygujące, chciało się odkrywać ten film.
W Hot Fuzz również wgłębianie się w morderstwa, było interesujące. Czy ci ludzie oszaleli? Przecież najlepszy policjant w miasteczku nie może się mylić, po czym wyciągali mu dowód taki, przed którym ciężko mu było się obronić, chociaż możliwe, że tu mi pamięć szwankuje. Dopiero później był w stanie powiązać wszystkie fakty, co również było ciekawe w czasie oglądania.
Trzeba jeszcze zaznaczyć, że dwa pierwsze filmy były okraszone naprawdę dobrym humorem, może nie tyle typowo brytyjskim, co prawdziwie czarnym, prawdziwa czarna komedia. Postacie były nieoczywiste, niektórzy zawierali w sobie tajemnicę, nie wiadomo było w trakcie filmu, czy byli po dobrej czy złej stronie.
Natomiast, w ostatnim filmie tej trylogii tak naprawdę dużo rzeczy było do przewidzenia, humor był sztucznie, albo niewłaściwie podany, ciężko mi to jednoznacznie określić. Na przykład, w barze w którym panowie spotykają pastora, Omen dość poważnie spity, idzie do łazienki, później wychodzi z niej kompletnie odmieniony. Już wtedy było dla mnie oczywiste, że on już jest podmieniony. Podobnie gdy przy pierwszym spotkaniu Gary'ego i Andy'ego, ten pierwszy oświadcza mu, że jego mama zmarła. Już wtedy pomyślałem sobie: Robi go w ch**a. Ogólnie filmowi brakowało elementów zaskoczenia, wiele rzeczy było dość oczywistych i mało ciekawych, dlatego ciężko myśleć o tym filmie pozytywnie.

ocenił(a) film na 7
Venom_p23

Dałbym okejkę, ale to Filmweb. Nie, nie jestem pustakiem

użytkownik usunięty
Edward_Murrow

Jesteś jasnowidzem czy czarodziejem?

ocenił(a) film na 9
Venom_p23

Dobrze powiedziane. Ja w podobny sposób to zinterpretowałem. Pozdro!

ocenił(a) film na 8
Venom_p23

Zgadzam się, ale jednak muszę poprawić. "Shaun of the Dead" był pierwszym filmem trylogii. ;)

ocenił(a) film na 8
donmaslanoz14

fakt :) propsy za uwagę.

ocenił(a) film na 5
Venom_p23

Tak, wyłapaliśmy, zrozumieliśmy, załapaliśmy - to napraaaaaawdę nie było trudne. Problem polega na tym, że jeśli zna się twórczość Wrighta to ma się wrażenie powtórki z rozrywki. Jasne, można siebie z powodzeniem autocytować (wide: Tarantino, a nawet Machulski), ale cytowanie - czyli intertekstualne gra przecież - wychodzi, kiedy jest umieszczone w nowym kontekście. A w The World's End wtórność goniła wtórność.

I bardzo doceniam interpretacje, tezy są ładnie i zgrabnie napisane, ale Wright tu ani nie zaskoczył, ani nie oczarował, ani nie odkrył nowego wymiaru gatunków, jak to robił dotychczas, co pozostawia bardzo smutne wrażenie.

ocenił(a) film na 10
Asia_Roux

Kompletnie się nie zgadzam z Twoją opinią. Trylogię cornetto obejrzałem już wielokrotnie, za każdym razem mam wrażenie, że World's end jest najlepszą jej odsłoną.
Jednym z atutów Wrighta jest to, że w swojej twórczości przedstawia autentyczne relacje międzyludzkie i właśnie w tym filmie udało mu się to najlepiej zrealizować. Przede wszystkim Nick Frost nie gra tu znowu przygłupiego koleżki, dzięki czemu jego przyjaźń z Simonem nabiera nowego, niekarykaturalnego wymiaru. Znamienne jest to, że ich życiowe problemy w tej części są najbardziej prawdziwe, osadzone w równie absurdalnych okolicznościach jak w Shaun czy Hot fuzz a przy tym wiarygodne i poruszające. Pod tym względem World's end wyróżnia się w trylogii. Z kolei jeśli chodzi o aktorstwo czy aspekty techniczne (muzyka!) to z całą pewnością nie odstaje od reszty.

Co do Twoich zarzutów o wtórności - ja jej nie widzę. Wszystkie 3 filmy łączy to, że dotyczą przyjaźni, jednak każdy opowiada o innym jej aspekcie. Powtarza się też duet pierwszoplanowy, otoczenie i charakterystyczny humor, ale właśnie to czyni te filmy trylogią, przecież nie są one spójne fabularnie. Myślę, że bez podania przykładów ciężko będzie obronić tezę, że World's end to powtórka z rozrywki.

użytkownik usunięty
Venom_p23

Nie pomogą górnolotne przesłanie, skoro druga część filmu jest po prostu słaba. Wygląda to tak jakby Edgar Wright podczas pisania scenariusza zdał sobie sprawy, że film o gościach chodzących po pubach i pijących piwo to nie najlepszy pomysł, więc musiał tam wpleść wątek, który zmieni trochę wymiar całej historii, a przy tym da mu pole do popisu w kwestii zupełnej rozwałki którą tak lubi.
Potem to już w zasadzie równia pochyła. Wright wymieszał kilka gatunków w jednym filmie tworząc z niego w końcowym efekcie zupełnie niestrawną papkę.

Ale trzeba przyznać, że świr z tego Wrighta że miał jaja zrobić coś takiego.

ocenił(a) film na 10
Venom_p23

Shaun of the Dead było pierwszą częścią trylogii.

ocenił(a) film na 7
Venom_p23

chciałbym traktować ten film w sposób w pewnym sensie dla mnie szczególny ... jak to ktoś powyżej napisał: „mamy tu kolesia, który nie chce dorosnąć i myśli, że jest wolny i ciekawy oraz ludzi, którzy dorośli ale gdzieś po drodze stracili pewien smak życia.”

Niestety mogę się z tym „kolesiem” utożsamić - mimo podobnego wieku nie mam rodziny, żony, dzieci ani nawet przyjaciół (tylko kilku znajomych, którzy zajęci pracą i rodziną nie mają na nic czasu). W sumie sam nie wiem dlaczego tak wyszło gdyż uważam, że jestem całkiem ciekawym towarzyszem (z dużym poczuciem humoru), mam dużo wolnego czasu, na spotkania i inne aktywności (wiec nie ma ze mną problemu, że nie mam czasu bo dziecko etc) ale jakoś tego nie czuję, no nie potrafię się z nikim zaprzyjaźnić...
Jak się z kimś spotkam potrafię pogadać o wszystkim ale przede wszystkim o drugiej osobie, zadawać pytania i słuchać o jego emocjach, przygodach i odczuciach. Słuchać z zainteresowaniem. Tymczasem co mam myśleć gdy ta druga osoba nie zapyta mnie o nic? Przez lata takich interakcji już nie potrafię za bardzo sam z siebie mówić o sobie. Mogę sprawiać wrażenie skrytego. Ale czasem tez chciałbym się wygadać. Tylko jak ktoś godzinę opowiada o swoich wakacjach a potem nawet nie zapyta o moje to odnoszę wrażenie że wcale go to nie interesuje i nic o sobie nie mówię. A skoro on dalej nie pyta i zaczyna mówić o swoich kolejnych przygodach znaczy, że miałem rację. W ten sposób nie zbliżamy się do bycia przyjaciółmi tylko nadal jesteśmy znajomymi (po takich spotkaniach ja wiem o kimś dużo, a ten ktoś o mnie nic).

Wiec jakoś nie potrafię się z nikim zaprzyjaźnić ... a jak już fajną osobę znajdę to ona nie chce.. bo ludzie dla mnie dzielą się raczej na dwie grupy : 1) zupełnie nie moja bajka, inne zainteresowania, poczucie humoru, temperament, nic wspólnego z nimi nie mam i (przez ich obojętne do mnie nastawienie) mieć nie chcę... oraz drugi (rzadki) typ 2) dowcipni, zabawni, towarzyscy ludzie, z którymi miło się spędza czas ale oni mają już milion innych znajomych i brak czasu na więcej, wiec te kontakty są zawsze powierzchowne....i do niczego nie prowadzą.. albo jak już z kimś , mimo wszystko, złapię wspólny kontakt i pozytywne wibracje (rzadko) - można powiedzieć prawie-przyjaźń- to okazuje się, że ten ktoś nagle kupił dom 200 km pod Warszawą i jest tu raz na pół roku albo mimo dobrej pracy nagle rzuca to i wraca do siebie (np. do Szczecina) i kontakt się zupełnie urywa... albo umiera na prwną chorobę czy ginie w wypadku... i zaklęty krąg się zamyka... chyba jakiś pech mnie prześladuje ....

z dziewczynami jest niestety tak samo - albo ja jakiejś chętnej nie chcę-nie moja bajka (na zainteresowanie nie mogłem narzekać) albo jest milion przeszkód, żeby być z tą co akurat chcę... przykład - poznałem jedną piękną blondynkę na wakacjach na Majorce jak miałem 25 lat, piękna wakacyjna miłość z perspektywami na więcej. Potem okazało się, że chociaż lecieliśmy z/i do Warszawy to ona tylko tu przyjechała kupić wycieczkę (i do babci raz na kilka lat) bo na stałe mieszka w USA. I miłość na dystans mimo dużych nadziei skończyła się bardzo szybko...kolejna z którą byłem długo i myślałem, że na zawsze z powodu bardzo poważnej choroby już nie chciała być ze mną.... nie dało się.
Wyjaśni mi ktoś dlaczego tak jest ???

Do niedawna o tym tak nie myślałem i mi to nie przeszkadzało. Przez wiele lat myślałem, że będzie dobrze. Że jestem wolny. ale teraz skłaniam się ku tezie, że chyba jednak jestem samotny...

no i też uważam -jak główny bohater tego filmu - że swój szczyt osiągnąłem w okolicach liceum, kiedy miałem dużo znajomych, dużo ludzi wkoło i robiłem szum.
A teraz co? Jak napisze, żeby się spotkać na piwo to 3 osoby nie odpowiadają wogole, jedna po kilku godzinach, że nie może, a ostatnia, że najwcześniej za dwa tygodnie ...
No i co ? D**a, panie, d**a !!!
Niech o tym zrobią film. Tylko żeby było więcej żartów bo bez humoru to żałośnie smutna historia !!!!

mercx

Wyznania widza - powiew świeżości na filmwebie ;)

ocenił(a) film na 6
Venom_p23

Komedia raczej dość słaba w porównaniu do wcześniejszych części trylogii (ale nie tylko).
Jako "czysty" dramat (film umoralniający) spełnia rolę do pewnego stopnia. Niestety momentów życiowych i głębszych jest w tym dziele zbyt mało w stosunku do reszty.

Roboty są prawdopodobnie najgorszym elementem tego filmu. Było ich za dużo, wnosiły stosunkowo niewiele (za mało dialogów tudzież scenek rodzajowych z ich sztucznego "żywota"). Może symbolizowały konformistów, którzy mają pewny problem ze szczerym samookreśleniem (kilkukrotna analiza terminu "robot" czyli "niewolnik")... tylko aż do finału głównie dostarczają niezbyt widowiskowej akcji. Do tego pozbawionej humoru.

Przesłanie bardziej skonkretyzowane stanowi główny atut tejże (dość przeciętnej) produkcji. To wszystko gdzieś już było ale i tak skłania do kontemplacji.

12 pubów Garrego. Nieprzystosowanego społecznie "Piotrusia Pana", którego życiowe cele stały ze sobą w sprzeczności i tym samym wzajemnie się wykluczały (zderzenie nieograniczonej wolności z prozą życia). Nawet zakończenie można odbierać na różne sposoby.
- Alkoholik Garry dopełnia swojej autodestrukcji i tym samym powoduje koniec świata...
-... ale też ten sam Garry wychodzi z nałogu i potrafi stawić czoła nowemu światu. Naradza się nowy Garry - do pewnego stopnia wolny ALE też obarczony pewną odpowiedzialnością wynikającą z pełnienia roli obrońcy robotów. Dzięki uzdrowieniu (fizycznemu, duchowemu) oraz samookreśleniu udało mu się coś osiągnąć. Szczęście. Czyli dla każdego uzależnionego jest nadzieja.

Co do reszty bohaterów to trudno ocenić ich tak jednoznacznie. Część się wcale nie zmieniła (co symbolizują roboty). Te robocie życie wcale nie musi być gorsze. Nie istnieje bowiem jedna definicja szczęścia i to reżyser stara się w tym miejscu ukazać widzowi.

Tutaj dochodzimy do sedna. Szczęście to nie tylko robienie tego co się chce. To także umiejętność uszanowania wolności innych do wybierania swojej drogi ku szczęściu. W tym filmie zarówno Garry jak i robocia świadomość próbowały siłą narzucić własną wizję "szczęścia" innym. Zakończyło się to walką i końcem świata. Sytuacja ustabilizowała się dopiero wraz z momentem odpuszczenia przez obie strony.

Morał może warty uwagi ale niestety film ciągle pozostaje dość przeciętny przez słabość pozostałych elementów. "Hot Fuzz" był o wiele lepszy. Genialny pastisz. Świetna komedia. Dobry film akcji. Podobne przesłanie jak w "Końcu" (policjant, którego uszczęśliwia jego praca i reszta narzucająca swą wizję szczęścia) ale bardziej subtelne i nie stanowiło jedynego atutu.

ocenił(a) film na 7
Venom_p23

I zł co z tego? Ktoś wyłapał, ktoś nie. Dobre kino to jest. Dalej tak będzie jak pokazano w filmie. Fajnie o tym tak pomyśleć - i tylko tyle.

Venom_p23

nie zesraj się

ocenił(a) film na 6
Venom_p23

Wolę "Nie patrze w góre" jeśli chodzi, o ukryte przesłania. Tutaj chciałem komedii, żeby się pośmiać. Nie wszyscy mają "duszę artysty" i nie wszyscy chcą ją mieć. Czasem po ciężkim dniu chcieli by się trochę zrelaksować. Ty pewnie byś nawet w America Pie znalazł jakąś analogię do życia codziennego. Każda postać, by mogła reprezentować jakąś społeczność itp. Tylko po co? Trochę to męczące już jest. Reżyser mógł odkryć, to o czym napisałeś równie dobrze dopiero po skończeniu filmu, albo do teraz mógł na to nie wpaść. W sumie to, wtedy kiedy to pisałeś, to oglądałem nawet filmy z Sundance. Teraz myślę, że to strata czasu i życia. Nie jedna pięciominutowa piosenka więcej ma do zaoferowania, niż te filmy. To nie był żaden atak :) Szanuję opinię i Pozdrawiam.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones