Ogólnie film mnie pozytywnie zaskoczył, ale przy scenie, w której pocałunek grubego dzieciaka wybudza Beverly poczułem zażenowanie. Powiedzcie mi proszę, czy to oryginalny motyw z powieści Kinga czy jedynie wymysł scenarzystów?
Wymysł scenarzystów, w książce wszyscy weszli do kanałów razem, nie trzeba było robić z Beverly damy w opresji, bo dzieciaki wiedziały, że muszą razem pokonać To, nie trzeba było nikogo namawiać...
Pamięć nie ta, ale ma to sens w związku z dalszymi losami bohaterów. Zresztą z tego co pamiętam, każdy ją pieścił.
Taaaa, pocałunek był żenadą :) Zajechało Disneyem :)
W książce nikt Bev nie ratował, walczyli ramię w ramię.... A zamiast pocałunku był seks grupowy :P
Cóż, King przy pisaniu tej sceny musiał być kompletnie pijany :P
Raczej już wcześniej, bo po pierwsze:
-jeszcze przed sceną w kanałach pojawiły się dwie (z perspektywy czasu, ale jednak) wyraźne sugestie, że do tego dojdzie,
a po drugie: King pisał książkę pięć lat, więc jeśli uznać, że pił, to już wcześniej
Dlaczego miał przy tym pić? Zbyt dosłownie odczytano tę scenę i moim zdaniem jest to krzywdzące. I to "święte oburzenie" seksem grupowym... Matko, to literatura. Nie życie. Trochę dystansu.
Ja Kinga uwielbiam i książkę przeczytałam jednym tchem :)
Jedyne co mi nie pasowało to wizja seksu grupowego 12-latków... Rozumiem, że to literatura, i w sumie wiem po co był ten seks, ale no nie pasowało mi i tyle.... :(