PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=11191}
7,1 21 611
ocen
7,1 10 1 21611
6,3 11
ocen krytyków
Trędowata
powrót do forum filmu Trędowata

,,Trędowata” Helena Mniszkówna
Pierwszy tom losów Stefci i Waldemara zachwycił mnie zupełnie. Choć to jest książka tylko i wyłącznie o miłości nie przeszkadzało mi to wcale. Natomiast drugi tom zaczął mnie nudzić. Nie twierdzę, że jest beznadziejny, ale staje się monotonny. Na każdej stronie można dostrzec kolejne dowody miłości ze strony Stefci lub Waldemara. Dlatego swoja uwagę skupiłam na innych bohaterach Trestce i Ricie. Wprowadzają oni do książki elementy humoru.
Są rzeczy które w tej książce mnie drażnią np. idealizowanie bohaterów. Stefcia jest piękna, mądra, potrafi wszystko i zna się na wszystkim. Dlatego musza ja pokochać wszyscy, a jedyna jej wada jest niższa pozycja społeczna. Waldemar nie jest idealnie przystojny ale za to jest idealnie męski i wszystkie kobiety o nim marzą. A z boku jest panna Rita i Treska z wadami, normalni i nieszczęśliwi bo przecież oni nie są tak nadzwyczajni i wspaniali aby zasługiwać na prawdziwa miłość.
Nie mogę się pogodzić także z zakończeniem. Stefcia tak charakterna i tak pewna siebie, która potrafi sobie poradzić w każdej trudnej sytuacji, nagle choruje na zapalenie opon mózgowych z powodu zwykłych co prawda obraźliwych ale nieszkodliwych listów. Po co ja uśmiercać, czy tylko po to aby wina za jej śmierć obarczyć cala arystokracje? Przecież większość z nich ja zaakceptowała. Czy po to żeby pokazać ogrom cierpienia Waldemara przy grobie Stefci?
Moim zdaniem należałoby ta książkę zakończyć po pierwszym tomie, kiedy była jeszcze ciekawa, lub chociaż nie uśmiercać głównej bohaterki.
W filmie z 1976 urzekli mnie Rita (Gabriela Kownacka), Treska (Piotr Fronczewski) i Waldemar (Leszek Teleszynski). Wspaniale zagrali i w tych rolach nie widzę nikogo innego.

Sandra474

Zgadzam się w 100%, niedawno przeczytałam książkę drugi raz po kilku latach, więc jestem na świeżo. Nie pamiętam żeby przedtem wkurzyła mnie tak bardzo końcówka ale teraz owszem i jestem po prostu smutna. Ok, rozumiem melodramat ma się kończyć niezbyt miło ale to zakończenie jest totalnie nielogiczne i jakby na siłę, trzeba kogoś uśmiercić to uśmierćmy główną bohaterkę, będzie moc…...tak to wygląda jakby pani Helena tak to właśnie zrobiła, przez przypadek, wyliczankę może...

Stefcia idealna, ok trochę przytłoczona sferą ale pewna siebie, odnajdująca się wśród tych ludzi doskonale i po całej tej walce ordynata w zasadzie wszyscy ją wielbią szczerze, zjednuje sobie ludzi, uwielbia ją księżna, babka Waldemara, no wszyscy nawet Idalia to akceptuje, no i co i Stefcia umiera z powodu 4 listów napisanych przez Barskich i Ćwilecką, koniec.... a jeszcze w dniu kiedy miał być ich ślub, to już wzbudziło mój śmiech....
Dlatego muszę przyznać, że film choć bardzo okrojony w stosunku do książki (a szkoda, jest tam tyle ciekawych scen, które chciałabym zobaczyć na ekranie) jest przynajmniej zrozumiały. W filmie poza pojedynczymi osobami, Stefcia ma przeciwko sobie całą arystokrację, nawet księżna, jest tam pokazana jako osoba, która udaje zadowolenie, robi dobrą minę do złej gry. Ta scena z maskami na balu i to, że ona wybiega zdyszana w deszcz a później poważnie choruje jest milion razy lepsza od książki (oglądałam jakieś kulisy i Starostecka mówiła, że czułą się tak zaszczuta i poturbowana, że nie miała najmniejszego problemu żeby się wczuć i wybiec z balu, do tego stopnia, że poślizgnęła się i złamała rękę, widać to nawet w filmie). I takie zakończenie jest dobre, lepiej, że umarła, miałaby ciężko z tymi okropnymi ludźmi itd.
A Waldemar zabierany z cmentarza przez Barskich też jest ok, kurde przynajmniej jakaś przyszłość, małżeństwo, dzieci, czas leczy rany, może by nie zapomniał i nigdy już się nie zakochał ale coś by go czekało. Natomiast Mniszkówna postępuje z nim podle (z najbardziej pozytywną postacią tej książki dla mnie), zostaje smutnym, nieszczęśliwym, kończy się jakakolwiek radość w Głębowiczach, wegetacja, 30 letni facet, przystojny inteligentny milioner, bez następcy, Głębowicze przekazuje Luci i jej narzeczonemu….. Nie mam pojęcia co jej strzeliło do głowy żeby tak zakończyć, no cóż książka ma ponad 100lat, więc pewnie po prostu nie pojmuje toku rozumowania ludzi tamtych czasów.

Nie ukrywam, że jestem ciekawa tego scenariusza Dygata, o który była taka kłótnia, ciekawe jak on to napisał, bo zmiany były ponoć ogromne.
No i na koniec, mogliby nakręcić nową wersję, w przyszłym roku minie 40 lat od ekranizacji Hoffmana, chyba najwyższy czas :)

ocenił(a) film na 6
natka__123

Scena zabierania Waldemara przez Barskich jest ok? Serio? I co masz na myśli pisząc o przyszłości, małżeństwie i dzieciach? Chyba nie to, ze Melania powinna być następczynią Stefci? Mam nadzieję, że źle zrozumiałam... Jak dla mnie ta scena to ukazanie obłudy arystokracji w 100 procentach, własnie na czele z Barskimi.
Zgadzam się, że książkowa Stefcia jest zbyt idealna, natomiast Elżbieta Starostecka w tej roli, mimo że ma swój urok, mnie nie powala. Zwłaszcza jej dziwaczne miny... Momentami są nie do zniesienia.

Morska_Bryza

Bo Elżbieta Starostecka nie ma nic ze Stefci. Grana przez nią postać nie ma charakteru, nie ma zainteresowań, nie ma OSOBOWOŚCI. Ma tylko urodę, a i to nie taką, jak opisała Mniszkówna. Książkowa Stefcia miała temperament i silną wolę. Sam ordynat mówi "To ogień w kielichu białej lilii". Tu nie ma ognia, jest tylko lilia, a raczej leluja. Taka trochę smętna. Myślę, że do roli Stefci bardziej pasowałaby Anna Dymna. Jestem świeżo po obejrzeniu "Znachora" i oglądając Dymną w roli Marysi Wilczurówny wyobrażałam ją sobie jako Stefcię. To byłby strzał w dziesiątkę. Ale niestety, Jerzy Hoffmann tak ma, że w niektórych ekranizacjach dobiera aktorki genialnie (Zawadzka jako Basia i Brylska jako Krzysia w Panu Wołodyjowskim!) a w innych - nie do końca (Braunek jako Oleńka w Potopie czy Scorupco jako Helena w Ogniem i mieczem). Starostecka swoje najlepsze wg mnie role miała w "Nocach i dniach" jako Terenia i w "Czarnych chmurach" jako Anna. Tam była doskonale obsadzona w roli!

ocenił(a) film na 6
piasia

To prawda. Starostecka tylko strzela słodkimi minkami i biega niczym baletnica, ale to za mało. Poza tym, książkowa Stefcia miała 19 lat, a aktorka, o ile dobrze pamiętam, 34 (!). Moim zdaniem widać gołym okiem, że jest po prostu za stara...
Ale co do złego wyboru Małgorzaty Braunek jako Oleńki się nie zgodzę- uważam, ze zagrała bardzo dobrze, zwłaszcza, że książkowa Billewiczówna była bardzo poważną panienką.☺

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones