Wiele rzeczy zostało zmienionych lub pominiętych.
Jednak film ma swój urok i mimo tego, bardzo mi się podobał
Zmieniona została np. sama śmierć głównej bohaterki (w książce Stefcia umiera w domu, na skutek traumy wywołanej anonimami wysyłanymi prawdopodobnie przez Barskich), nie było takiej sceny na balu... Myślę, że warto przeczytać, po prostu. :) Są dwie części - "Trędowata" i "Ordynat Michorowski".
tę grafomańską powieść dla pensjonarek ktoś uważa za lepszą od filmu?
nie sądziłam, że coś takiego usłyszę
obraz Hoffmana arcydziełem może nie jest, ale zdecydowanie przeskoczył książkę popełnioną przez Mniszkównę, napisaną patetycznym, napuszonym stylem, w której autorka szafuje pojęciami "sfera" i "magnaci" do tego stopnia, że nawet mi wydaje się to nienaturalne i całkowicie pozbawioną literackich "smaczków"
natomiast filmu nie wyobrażam sobie np bez pamiętnej sceny na balu, w czasie której Michorowski, wolny od wymogów etykiety, prosi do tańca Stefanię
Jestem dopiero, co po przeczytaniu i również twierdzę, że książka jest lepsza. Owe patetyczne słownictwo, moim zdaniem, ukazuje jeszcze bardziej, jak wysoko nosiła się ta sfera, jak bardzo arystokracja myślała, że jest pępkiem świata i wszystko jej wolno. Faktem jest, że pamiętna scena na balu, gdy Michorowski prosi do tańca Stefcię jest tym, bez czego film istnieć by nie mógł i niezaprzeczalnie brakuje tego w książce, jednak będąc pod wrażeniem powieści Mniszkównej będę bronic książki, chociażby dla pięknego języka polskiego, co mimo wszystko jest stanowczo na drugim miejscu.
A skąd Mniszkówna, a tym bardziej ja czy Ty wiemy, "jak nosiła się ta sfera"?
pytam z czystej ciekawości
Ja z kolei zapytam z czystej ciekawości dlaczego napisałaś, że "nawet Tobie" przeszkadzał język użyty przez Mniszkównę? Jesteś jakąś wyjątkową postacią, która ma specjalne pozwolenie by krytykować czy pierwowzór, czy też ekranizację "Trędowatej"?
wydaje mi się, że słowo "nawet" nie wskazuje na to, że uważam się za specjalnie uprawnioną do krytyki rzeczonej książki;
oznacza jedynie, że nawet mi, egzystującej, było nie było, w czasach innych niż Helena Mniszek i w sumie mającej niewielkie pojęcie o epoce, w której żyła, słownictwo, jakim posłużyła się w książce, wydaje się mocno przerysowane, tym bardziej, że sama pisarka chyba niewiele wiedziała o sferze, którą tak soczyście opisała
Masz racje, nie wiedziała. Cała książka to rojenia nieco podstarzałej pensjonarki o tym, jak wyglądają sfery wyższe. I pani M., tak to sobie opisała co wydumała, jak już tu było powiedziane, stylem bardzo napuszonym, nienaturalnym i z mnóstwem błędów składniowych, co chyba bolało najbardziej przy czytaniu "powieści" ;)
Mnie tam najbardziej bolała nuda... Książkę czytałam w gimnazjum i już wtedy strasznie się przy niej męczyłam.
Akurat Mniszkówna doskonale znała opisywaną przez siebie sferę, bo pracowała jako nauczycielka w arystokratycznym domu. Miłość Stefci do ordynata to miłość Mniszkówny do mężczyzny z wyższych sfer. Ona opisała własne zycie i uczucia, aczkolwiek sporo dodała, bo ów mężczyzna nie darzył jej wzajemnością.
Ów "piękny język polski" również i w czasach współczesnych autorce spotkał się z krytyką. Polecam książkę "Na ustach grzechu" Magdaleny Samozwaniec - jest o wiele lepiej napisana, a ile zabawy!
Pominięto śmierć babci Stefci, chorobę pana Macieja, wątek Prątnickiego (nieszczęśliwa miłość Stefci, a potem Luci), polowania w Głębowiczach, wizytę w teatrze, scenę pod obrazem Marii Magdaleny (proroczą dla Waldemara), Klejnoty, które księżna przymierzała Stefci, Prezent Waldemara, który kupił w warszawie, wreszcie pomnik, jaki wykonał na zamówienie oaz najważniejsze chyba- jej portret, który powiesił w sali portretowej obok innych członków swojej rodziny. To tylko niektóre elementy, w książce było o wiele więcej, dlatego jest ciekawsza niż film, który robi lepsze wrażenie jako osobna historia niż adaptacja powieści.
Swoją drogą, jak pisałam w innym temacie, drażni mnie zmiana w postaci Rity, która w książce niemal przyjaźniła się ze Stefcią, oraz Melanii, która tutaj wypada jak aniołek, podczas gdy w książce jest czarnym charakterem.
najbardziej nie podobało mi się to,że nie ukazano,w jaki sposób Barscy zostali ukarani za intrygi które doprowadziły do śmierci Stefci - w książce księżna Podhorecka zapowiedziała,że nie będą podawać im ręki,co oznaczało społeczne potępienie itd,a w filmie Melania z tatusiem podtrzymują Waldemara przy grobie Stefci...