Grupka znajomych na odludziu, morderca i takie tam. Może i nie powala to oryginalnością, ale
wykonanie jest doprawdy smakowite. „Tourist trap” kręcono w Kalifornii jeszcze pod szyldem
Charles Band Production, przed powstaniem innego dziecka Banda – Empire Picture, które
mieściło się w Rzymie. Mimo to już wówczas dało się odczuć w tym filmie jakieś włoskie
inspiracje. Debiutancki obraz Schmoellera czerpie bowiem sporo z klasyki włoskiego kina grozy.
Muzykę skomponował Włoch Pino Donaggio, a wygląd filmu, jego eksponaty i scenografia
również przywodzą na myśl włoską klasykę.
Kolejną inspiracją na pewno były tu wcześniejsze horrory o figurach woskowych, które to
niewątpliwie mają w sobie coś upiornego.
Od strony fabularnej TT jest nie tylko proste, ale i durne. Nie ma tu bowiem żadnych uzasadnień
dla nadprzyrodzonych zdolności oprawcy. Ale to również przywodzi na myśl włoską szkołę kina
grozy, gdzie logika i realizm ustępowały wysmakowanej stronie audio-wizualnej. W TT forma jest
świetna, klimat grozy odczuwalny, a seans pomimo nieśpiesznego tempa akcji nie nudzi. Trzeba
tylko wiedzieć, czego się spodziewać, bo to już nie Jason VI do piwa, tylko znacznie
spokojniejsze i bardziej eleganckie kino.