Te przedstawienie bardzo mi się podobało. Fabuła może nie jakoś wysublimowana, ale za to jak
pokazana. Życie drobnych rzezimeszków, ustawiających się w hierarchii. Jednak tak naprawdę
nic nie znaczą. I te nudne życie, chodzenie po klubach i typowe ,, ulice nędzy ''. Narracja
niesamowita. Jakby nawiązuje rozmowę z widzem albo z drugą osobą, którą może sobie
wyobrazić główny bohater. Skłania do przemyśleń. Odpowiadały mi te procesje. W ogóle wątek z
kościołem i religią. Film ma mocny klimat, sprawiający, że się czuje tą atmosferę w filmie. Taki
bliski i naturalny, powodujący, że się w nim pływa. Przede wszystkim soundtrack jest niezwykle
trafnym dopełniaczem. Tu Scorsese pokazał, że ma wielki talent w układaniu utworów do scen.
Ciekawe piosenki. Te włoskie i też te amerykańskie. Nawet Rolling Stonesi się znaleźli w scenie,
gdy Johnny Boy wita się w klubie z Charille'em. I rzecz jasna, Harvey Keitel i Robert De Niro. Ten
pierwszy pokazał intrygującą postać. Ten drugi to owszem, wkurzający typ, ale jak odegrany. De
Niro zawsze rewelacyjny.
Poza tym czytałem, że ten film się zestarzał i nudzi. Przepraszam, gdzie. Czy wszystko musi być takie wspaniałe i współczesne? Czego się czepiają. To lata 70., więc to co innego. Przenosi nas do nich i do tego klimatu. No, sorry. Jak komuś pachnie ,, starymi zgredami '' i ,, melinami '' to nie pasuje. A ja uwielbiam lata 70., a najbardziej glam rock i hard rock. Być może dlatego tak mi się podoba. Mimo, że mam 17 lat. Ten film po prostu nie musi pokazywać jakichś wielkiego, gangsterskiego życia i tyle.