Od razu powiem - nie zamierzam nikogo obrażać ;) Każdy ma prawo mieć swój gust, nie mówię, że film nie ma prawa się podobać... Ale mnie osobiście potwornie zawiódł. Siadałam do niego, jako do czegoś przełomowego, czegoś, co mną wstrząśnie... A tak się niestety nie stało. Fakt, poruszył mnie dramat głównej bohaterki (sytuacja domowa naprawdę nie do pozazdroszczenia), ale poza tym była ona okropnie drażniąca! Nie potrafiłam się wczuć w jej sytuację, historia ich miłości kompletnie mnie nie przekonała (uznałam ją za nieco patologiczną...). Być może powinnam ten film obejrzeć z perspektywy czasów, kiedy wszedł na polskie ekrany, może po prostu jestem za młoda i nie doceniam potęgi tamtego kina (choć oglądałam starsze filmy, które mi się podobały...), ale niestety - nic na to nie poradzę ;) Obejrzałam ponad połowę filmu i niestety nie jestem w stanie dojechać do końca.
Ale dlaczego zakładasz, że historia miała Cie poruszyć? Ja podobnie, myślę, że oboje mieli kiepską sytuację w domu, ale na pewno nie współczułam im podczas oglądania do jakiej brutalności są w stanie się posunąć.
Czytałam opinię, w których ktoś zasugerował, że bohaterowie w jakiś sposób są pozytywni, że widz wczuwa się w ich sytuację i w pewnym momencie bardziej utożsamia się z nimi (walczącymi np. z zakłamaniem mediów), niż z drugą stroną, ale na mnie to kompletnie w ten sposób nie zadziałało. Przemoc na szczęście nadal jest dla mnie czymś niewybaczalnym, zwłaszcza taka, którą zaprezentowali główni bohaterowie i nadal wzdrygam się na widok wbitego ołówka (?) w czyjąś tchawicę.
Mnie się film w zasadzie podobał, ale - jeśli miałam zauważyć w nim głównie nagonkę na zbanalizowanie przekazów medialnych - to nie pykło.
Bardziej chodzi o to, że nie przepadam za filmami (i książkami w sumie również) gdzie nie kibicuję głównym bohaterom, a tu tak właśnie było ^^ Podobnie jak Ty nie utożsamiałam się z nimi, nie umiałam nijak przyjąć ich przemocy dla samej przemocy, wydawała mi się bezbrzeżnie głupia, co wpływało na mój odbiór tego filmu.
A tak, to rozumiem. Podobne odczucia miałam po filmie "Wolny strzelec". Z jednej strony ciężko to oglądać, jednak z drugiej mimo wszystko wydaje się to bardziej zasadne niż przedstawianie złego bohatera w pozytywnym świetle.
Rzetelność wymagałaby jednak nie wystawiać oceny jeśli nie obejrzałaś całości. A że Ci się nie podoba to do tego akurat masz prawo
Zazwyczaj tego nie robię, masz racje... Ale uznałam, że widziałam na tyle dużo, że coś tam jednak powiedzieć o nim mogę ;) ^^ Też mnie wkurza, jak ktoś stwierdza "nie widziałem, ale 1/10"
Wypowiedzieć zawsze się można ale bez oceny bo ja już nieraz widziałem film który "uratował się" w moich oczach w zasadzie w końcówce.
Ja obejrzałem cały i nie twierdzę, że to gniot, ale generalnie Cię popieram. Jak dla mnie to patologia, ich miłość jak dla mnie chora, fascynacja nimi niezdrowa. Taki w sumie o niczym, zrobiony całkiem nieźle. Widocznie to jeden z tych specyficznych filmów w rodzaju Sin City, nie dla wszystkich.