Ten film ma jedną wielką wadę - nie spina mi się logicznie. OK. Ktoś odnajduje koronę. To na czym polega ta zasadzka na Voltę? Przecież koronę można sprzedać. Skoro jest fałszywa to parę scen nie rozumiem. Po co Wiki wyjmuje pamiętnik w pustym mieszkaniu? Przecież musi być fałszywy. Pewnie sama go umieściła w ścianie. A nikt tego nie zobaczy. Po co Wiki ucieka na dworcu? Przecież wystarczyłoby by zatrzymała się, pokazała puste pudełko i powiedziała:"nie mam pana korony i co mi pan zrobi?".

Oglądając film do końca staje się jasne, że zarówno dziennik jak i zdjęcia pradziadka, tak samo jak korona są fejkiem. Jasne, że sama umieściła go w ścianie, tak jak koronę. Dziennik miał służyć do potwierdzenia wiarygodności historii Wiktorii. Przecież Aga nie bez powodu tam trafiła, nagrała filmik o znalezieniu korony, ale to nie ona powiedziała o wszystkim Bruno tylko Dycha, który miał tam podsłuch. Autentyczność korony potwierdziła, jak sądzili, prof. Dąbrowska i człowiek w antykwariacie. Dlaczego więc mieli wątpić? Pomijam wygląd korony, który był lekko żenujący.
Na dworcu uciekała, ponieważ chciała, żeby tamci widzieli, że zależy jej na oddaniu korony prawowitym właścicielom, a tak naprawdę zależało jej na otrzymaniu pieniędzy od nich za oddanie im fałszywej korony.